Praprzyczyną zamieszania wokół TVP jest to, że całokształt układu politycznego, jaki obecnie funkcjonuje w parlamencie, nie wykazuje chęci powołania do życia mediów autentycznie publicznych. Lepiej zresztą byłoby nazwać je społecznymi, bo dziś termin "publiczne" znaczy niemal to samo, co "polityczne".
Dzisiejsza sytuacja w mediach publicznych ma złożoną genezę. Obowiązująca ustawa o radiofonii i telewizji została uchwalona po tym, gdy PiS wygrał wybory w 2005 r. Całkowicie zmieniono wówczas zasady funkcjonowania KRRiT, a do rady nadzorczej weszli ludzie PiS, LPR i Samoobrony, którzy następnie pokłócili się. W efekcie tego konfliktu ukształtował się zarząd w obecnym kształcie, który cztery dni temu nie został wpuszczony do budynku telewizji publicznej. Dzisiejszy układ PiS z SLD jest - delikatnie mówiąc - kuriozalny, z uwagi na różnice ideowe i historyczne między tymi partiami.
Mam bardzo pozytywny stosunek do istnienia mediów publicznych w życiu wspólnotowym. Ale to, co się teraz dzieje, nie ma nic wspólnego z takimi mediami. Dlatego cała ta sytuacja bardzo mnie mierzi. Ratunkiem byłaby zmiana ustawy medialnej, która zapewniłaby właściwe funkcjonowanie mediów publicznych i realizację misji.
Dlaczego w innych krajach takie media mogą funkcjonować, a u nas nie? A może na polskim gruncie należałoby pójść jeszcze dalej. Na przykład co by było, gdyby w ten sam sposób co telewizja publiczna, zaczął funkcjonować Sąd Najwyższy, Trybunał Konstytucyjny, sądy apelacyjne? Gdyby politycy wsadzali łapy w orzecznictwo, gdyby sędziowie powoływani przez prezydenta i przez Krajową Radę Sądownictwa byli na pasku politycznym...
Jak rozwiązać patową sytuację w mediach publicznych? Sposób ich finansowania jest sprawą wtórną, przede wszystkim trzeba chcieć, by media były naprawdę społeczne i autonomiczne. I wokół tej idei należy skupić nasze wysiłki.
Krzysztof Piesiewicz
Prawnik, adwokat, scenarzysta filmowy, senator PO, były członek Rady Etyki Mediów
Nowy zarząd TVP jest legalny
Dlaczego jesteśmy dziś świadkami żenującej wojny na Woronicza? Źródło problemu telewizji publicznej leży tam, gdzie zawsze - w sposobie traktowania tej instytucji jako tuby propagandowej dla formacji partyjnych. Organiczną częścią tej wojny są walki na opinie prawne, potwierdzające przeciwstawne racje obu skonfliktowanych stron.
Obecna ustawa o radiofonii i telewizji nie wyjaśnia, która strona ma rację. Moim zdaniem, nowa rada nadzorcza TVP została jednak powołana przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji legalnie, czyli zgodnie z prawem. Dlatego też decyzje podjęte przez radę nadzorczą, czyli wyłonienie zarządu TVP są wiążące. I nie ma na to wpływu fakt, że rada nie działała w komplecie - bez przedstawiciela Skarbu Państwa, który zrezygnował. Tak już zdarzało się wielokrotnie. Wypadałoby zaczekać na dziewiątego członka, choć ustawa nie określa, że jest to warunek konieczny. Natomiast Piotr Farfał chętnie przyspawałby się do swojego fotela i prowadzi w tym celu bardzo skuteczną robotę operacyjną.
Inna sprawa, że koalicja między SLD a PiS jest kuriozalna. Wcześniej politycy PiS jednoznacznie odrzucali możliwość współpracy z ludźmi lewicy. Teraz podzielili się z nimi władzą w telewizji. Zapewne wkrótce dojdzie też do powołania władz w rozgłośniach regionalnych Polskiego Radia. Podział władz będzie terytorialny, tzn. żeby sobie nie wchodzić w drogę, część rozgłośni weźmie lewica, a część PiS. Powstanie bardzo stabilny układ polityczny, który będzie rządził tymi mediami do końca kadencji parlamentarnej. Wkrótce w Krajowym Rejestrze Sądowym wpisane zostaną nazwiska nowych członków zarządu TVP. Nie będzie z tym problemu, ponieważ ten wpis ma charakter wyłącznie formalny, nie wymaga więc zaistnienia nowej sytuacji prawnej.
Bardzo ubolewam nad tym, że Platforma Obywatelska, która przygotowała dwa projekty zmiany prawa medialnego, nie umiała doprowadzić do ich przyjęcia, choć miała takie możliwości. Każdy z tych projektów był lepszy od obecnie obowiązującego prawa.
Lech Jaworski
Doktor nauk prawnych, były członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji