- Jak ocenia pan decyzję Jana Marii Rokity, który został komentatorem w jednym z dzienników ogólnopolskich?
- Ani przez chwilę nie wierzyłem i nie wierzę w to, że Rokita przestał być politykiem. Jak wiadomo, nie oddał on legitymacji partyjnej PO. Nie porzucił swoich planów politycznych. W moim przekonaniu dziś Rokita nie jest politykiem na emeryturze, tylko na długim urlopie. Wobec zaostrzającego się konfliktu między PiS i PO nie znalazł on miejsca na realizację swoich ambicji politycznych. Wobec tego próbuje sobie znaleźć jakieś inne miejsce na scenie politycznej. Sposobem na to i na stałe przypominanie się wyborcom jest właśnie funkcjonowanie w roli komentatora politycznego.
- Opinia dotycząca bieżących wydarzeń politycznych wydana przez polityka, zwłaszcza występującego z pozycji działacza konkretnej partii, nie może być obiektywna. Czy nie ma w tym wypadku konfliktu interesów? Czy pana zdaniem polityk może być dziennikarzem, publicystą?
- Uważam, że role polityka i komentatora politycznego różnią się od siebie zasadniczo. Mieszanie tych spraw nie służy ani robieniu polityki, ani komentatorstwu. Tyle tylko, że w wypadku Jana Rokity przyjęcie funkcji komentatora ma służyć przygotowaniu sobie przez niego dogodnej pozycji do powrotu do polskiej polityki w warunkach, gdy będzie to możliwe. Jego stała obecność na łamach jednego z dzienników w Polsce, możliwość kontaktu z czytelnikami, czyli potencjalnymi wyborcami, czyni ten powrót możliwym.
- W podpisie widniejącym pod jego tekstami brak informacji, że wciąż jest on działaczem PO. Wydaje mi się, że nie wszyscy jego potencjalni czytelnicy wiedzą o tym fakcie. Jaki wpływ na kształtowanie opinii publicznej może mieć komentator polityk? Czy Rokita sam nie powinien nalegać, by pod jego tekstem znalazł się podpis "polityk PO"?
- Redaktor Krasowski, gdy ukazywał się pierwszy tekst Rokity, na łamach kierowanej przez siebie gazety przypomniał i wyjaśnił przyczyny jego zatrudnienia na stanowisku komentatora. Moim zdaniem jednak uczciwiej wobec czytelnika byłoby zaznaczać, że jest on nie tylko komentatorem politycznym, ale również aktywnym członkiem danej partii. Umożliwiałoby to działalność publicystyczną Rokicie, a jednocześnie byłoby fair wobec czytelników. Pewnie większość czytelników tejże gazety pamięta, że był on działaczem PO, ale nie wszyscy muszą wiedzieć, iż w dalszym ciągu należy do tej partii.
- W czasie, gdy nie był on aktywny jako polityk, pokazywał się w mediach. Często występował również w programach o niezbyt poważnej tematyce, udowadniając nawet w jednym z nich, że świetnie szyje na maszynie. W mediach pojawiały się różne sprzeczne informacje dotyczące poszukiwań pracy przez niego. Czy nie był to, z jego strony, rodzaj marketingu politycznego?
- Nawet jeżeli był to marketing polityczny, to Jan Rokita zdał sobie sprawę, że był to fatalny pomysł. Jan Rokita szyjący na maszynie albo śpiewający z Kasią Cerekwicką przestaje być traktowany poważnie. Takie występy to najgorszy sposób na istnienie w polskim życiu politycznym. Zdaje mi się, że zrozumiał on, iż przygotowaniu wielkiego comeback nie służą ani zaszycie się w krakowskim domu, ani zachowania bardziej charakterystyczne dla celebrity niż polityka. Zdecydowanie łatwiej będzie mu wrócić do wielkiej polityki z pozycji poważnego i cennego głosu w dyskusji politycznej. Bo co do tego, że taki ma plan powrotu do polityki, nie mam najmniejszych wątpliwości.
- A jak się do tego ma fakt, że ten ważny głos w polskim życiu publicznym bierze, jak mówi plotka, bardzo wysokie wynagrodzenie?
- Nie mam nic przeciwko temu. Uważam, że za dobrą pracę powinno się płacić godziwe pieniądze.
Marek Migalski
Politolog z Uniwersytetu Śląskiego, komentator polityczny. Ma 39 lat.