"Super Express" jako pierwszy rozmawiał z Bakero, który zagrał dla Barcelony 329 meczów i strzelił aż 139 goli!
"Super Express": - Jak to się stało, że człowiek z takim nazwiskiem decyduje się na pracę w Polsce, z drużyną z końcówki tabeli?
Jose Mari Bakero: - Świat robi się coraz mniejszy, hiszpańscy trenerzy coraz częściej wyjeżdżają za granicę, a Polska ma teraz dobre notowania w Europie. Już nikt nie mówi, że to koniec świata, zacofany kraj. Nikt mi nie powie: "Madre mia! Gdzie ty się wybierasz!". Warszawa jest jednym z najważniejszych europejskich miast, więc to żaden wstyd podjąć tu pracę.
- Jak działacze Polonii dotarli do pana?
- Zadzwonił do mnie Tony Bruins Slot, mój holenderski znajomy, który jest doradcą właściciela Polonii. Opisał mi sytuację i powiedziałem "nie!". Slot był jednak uparty, zadzwonił znowu i zapewniał, że warto spróbować. Tłumaczył, że ten zespół ma o wiele większy potencjał niż zajmowane miejsce w tabeli. Przemyślałem to raz jeszcze i zgodziłem się. Doszedłem do wniosku, że to może być wielkie wyzwanie.
- Długo to wszystko trwało?
- Nie. Sprawa została załatwiona w ciągu 72 godzin.
- Jest pan żywą legendą Barcelony, grał pan ze Stoiczkowem, Romario, Ronaldem Koemanem. Jak pan się odnajdzie w Polonii? To zupełnie inna rzeczywistość.
- Dam sobie radę. Przecież to nie tak, że ja żyję tylko wspomnieniami z Barcelony. Po zakończeniu kariery pracowałem w różnych miejscach, na przykład w drugiej lidze hiszpańskiej czy w Meksyku. Czyli działałem w różnych warunkach, nie patrzę na świat tylko przez pryzmat Barcelony. To byłoby bez sensu.
- Piłkarzem był pan wspaniałym, ale jako trener pan nie zachwyca. Dlaczego nie idzie?
- Czy nie idzie? Mam 46 lat, to, jak na trenera, młody wiek (śmiech). A zresztą, aż tak źle mi nie szło. Pracowałem z rezerwami Malagi, celem było utrzymanie się w drugiej lidze i spokojnie to osiągnęliśmy. Byłem trenerem w Meksyku, w pierwszoligowym Puebla, i też dobrze mi szło, ale po roku rodzina chciała wracać do Hiszpanii. W Realu Sociedad też nie wszystko było źle, a z Valencią, gdzie byłem asystentem Ronalda Koemana, zdobyliśmy Puchar Króla. Faktem jest natomiast, że ostatnio nie miałem pracy i dlatego przylatuję dziś do Polski.
- Ma pan jakieś wspomnienia z Polski?
- Tak. W 1987 roku graliśmy tu z Realem Sociedad i awansowaliśmy (w Pucharze Zdobywców Pucharów ze Śląskiem Wrocław - przyp. red.). Potem przyjechałem jako gracz Barcelony na mecz z Lechem Poznań. I mieliśmy mnóstwo szczęścia, bo wygraliśmy w karnych. Polacy mieli nas na widelcu, wystarczyło, że ich piłkarz trafi z jedenastki. Ale nie trafił. Jak widać, w Polsce szczęścia mi nie brakowało. I mam nadzieję, że tak samo będzie w pracy z Polonią.
- Tyle że właściciel Polonii, Józef Wojciechowski, nazywany jest polskim Jesusem Gilem.
- (śmiech) Czyli często zmienia trenerów? Na razie ustaliliśmy, że będę pracował do końca rundy. W piątek zobaczę z boku sparing Polonii, a od poniedziałku z asystentem przejmę zespół. Aha, gdyby ktoś mi się chciał wtrącać do składu czy coś takiego, to poproszę o minutę cierpliwości. Tyle zajmie mi pakowanie walizki przed powrotem do Hiszpanii.
- Wie pan przeciw komu przypadnie debiut?
- Tak, zagramy derby przeciw drużynie Jana Urbana. Mierzyłem się z nim w lidze hiszpańskiej, a teraz przyjdzie się sprawdzić w Polsce. Dla mnie super, bo derby to sól futbolu. Uwielbiam takie mecze.
Jose Mari Bakero
Urodzony 11 lutego 1963 roku, Bask.
W Hiszpanii grał w Realu Sociedad (2 tytuły mistrzowskie) i Barcelonie. Z Barcą zdobył 4 tytuły mistrza Hiszpanii, Puchar Klubowych Mistrzów Europy i Superpuchar. W sumie w pierwszej lidze hiszpańskiej zagrał 489 meczów, co daje mu czwarte miejsce w tabeli wszech czasów, za Zubizarettą, Buyo i Manuelem Sanchizem. W reprezentacji Hiszpanii: 30 meczów i 7 goli. Brał udział w ME 1988 i mistrzostwach świata 1990 i 1994.