Był 2 października 2018 r. Ok. godz. 22 Emilia Kaczorowska wracała z pracy do domu. Przejeżdżała autem drogą wojewódzką przez miejscowość Bezpraw koło Kołobrzegu, gdy nagle usłyszała huk i poczuła silny ból w nogach. Musiała zadziałać adrenalina w jej organizmie, bo zdołała zatrzymać auto i wezwać pomoc, zanim zorientowała się, że mocno krwawi. W szpitalu dowiedziała się, że w jej nogę trafiła kula, wcześniej przebijając koło samochodu, nadkole i kokpit. Strzelał myśliwy, a celem był dzik. Tym myśliwym, który miał umyślnie narazić na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia panią Emilię i polować w pojedynkę bez ważnego zezwolenia, według prokuratury jest Andrzej W.
W środę oskarżony stanął przed sądem, ale do stawianych mu zarzutów się nie przyznał. Nie składał wyjaśnień, a jedynie zgodził się odpowiadać na pytania sądu i swojego obrońcy. Jego zdaniem, w czasie gdy on był na polowaniu, mogli być i inni myśliwi, więc kula, która trafiła panią Emilię, wcale nie musiała być wystrzelona z jego broni.
Emilia Kaczorowska liczy na to, że sąd uzna winę myśliwego. – Nie chodzi o to, by na lata trafił do więzienia, ale by już nigdy nie chwycił za broń – powiedziała po wyjściu z sali rozpraw.