Do zdarzenia doszło 18 maja 2011 roku, w 23. dniu pobytu młodej kobiety z bliźniaczą ciążą w szpitalu na Parkitce. Pacjentka przez cały czas podłączona była do aparatu KTG monitorującego akcję serc płodów.
18 maja z jej dziećmi nie było dobrze, położna dyżurująca na oddziale „od godz. 10.30 do 11.45 bezskutecznie próbowała uzyskać stałą wizualizację akcji serca bliźniąt”.
Zobacz też: Warszawa. Noworodek prawie udusił się w przychodni!
- Przez godzinę i kwadrans nikogo nie zawiadomiła, że coś jest nie tak - mówi Tomasz Ozimek (43 l.), rzecznik prasowy częstochowskiej prokuratury.
- Dopiero potem poprosiła o pomoc koleżankę z oddziału, która natychmiast wezwała lekarza. Medyk stwierdził brak akcji serca jednego z bliźniąt i zarządził cesarskie cięcie. Niestety, obie dziewczynki udusiła pępowina okręcona wokół ich szyi.
Położnej zarzucono bezpośrednie narażenie utraty życia przez dwa bliźniacze płody.
Przeczytaj: Tragedia! Trzylatka udusiła się w kanapie
- Była zobowiązana do opieki nad ciężarną pacjentką i powinna podnieść alarm. Poprosiliśmy o opinię biegłych, dwóch profesorów Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Ci orzekli, że wcześniejsze cesarskie cięcie dawało szansę na urodzenie żywych dzieci – dodaje Ozimek.
Oskarżona nie przyznała się do winy. Odmówiła składania wyjaśnień.
Śledczy umorzyli postępowanie przeciwko ówczesnemu ordynatorowi oddziału ginekologiczno-położniczego, którego ukarania domagał się ojciec dzieci.