Samolot rozbił się 26 marca przy próbie lądowania na prowizorycznym lądowisku. Spadł na jedną z ulic we wsi Promyń Wołyński na Ukrainie. Zahaczył o dach domu, zerwał linię energetyczną, po czym spłonął. Piloci zginęli na miejscu. Jak donosi dziennikwschodni.pl, jeden z nich został już zidentyfikowany przez rodzinę. Żona Michała S. zeznała na policji, że mąż udał się na Ukrainę "w celach biznesowych". - Miał zabrać po drodze swojego kolegę, Michała K. - mówi "Dziennikowi Zachodniemu" Andrzej Fijołek z zespołu prasowego lubelskiej policji. Agencja lotnicza Altair poinformowała, że samolot An-2 był wykorzystywany do przemycania przedmiotów przez granicę. Na pokładzie rozbitej maszyny znaleziono nielegalne papierosy z Białorusi. – Michał to był wspaniały facet. Wygląda na to, że zrobił coś bardzo głupiego i zapłacił za to życiem. Zawsze jednak pozostanie moim przyjacielem – mówi w rozmowie z portalem kolega jednego ze zmarłych pilotów.
Zobacz: Mama kpt. Arkadiusza Protasiuka: Mój syn jest niewinny, został kozłem ofiarnym!
Gerard Waszkiewicz z zarządu Aeroklubu Ziemi Zamojskiej zapewnia, że klub nie prowadził żadnych interesów z nikim z Ukrainy ani Białorusi. Waszkiewicz dodaje, że piloci udali się za granicę w celach prywatnych. - Obaj prowadzili własną działalność lotniczą. Jeśli byli na Ukrainie, to prywatnie, nie jako członkowie aeroklubu - przekonuje w rozmowie z "Dziennikiem Zachodnim".
Czytaj: Katastrofa smoleńska. Porównanie nowych zapisów rozmów z tupolewa ze starymi stenogramami