"Super Express": - Czeski rząd, w trakcie pełnienia prezydencji w UE, został odwołany. Czy Unii Europejskiej grozi chaos?
Jacek Saryusz-Wolski: - Spokojnie, leci z nami pilot. Wcześniejsze przypadki: francuski, włoski i duński, udowodniły, że zmiana gabinetu w czasie trwania prezydencji nie zakłóca prac Unii.
- Jak pan ocenia szanse na to, że Francja odbierze Czechom unijny ster?
- Proszę, zapomnijmy o tym temacie. Nie ma ani podstaw prawnych, ani powodów politycznych, aby do tego doszło. Wczoraj na łamach "Super Expressu" czeski dziennikarz Miroslav Karas tłumaczył, że ta sytuacja wstrząsnęła czeskim społeczeństwem - wszak jest to pierwsza dymisja rządu w powojennej historii Czech i doszło do niej z niskich pobudek - ale prezydencja będzie dalej skutecznie działać. I ja zgadzam się z tym głosem. Bruksela - choćby w osobie przewodniczącego Barroso, który bardzo wyraźnie to podkreślił - wysoko ocenia czeską prezydencję i darzy ją zaufaniem.
- Czy fakt, że Czechy są teraz na ustach Europy w raczej negatywnym kontekście, ma wpływ na ich wizerunek?
- Gorzej, ma wpływ na wizerunek całego regionu. Sianie niepotrzebnej paniki wokół tej sytuacji źle rzutuje np. na przyszłą prezydencję naszego kraju. Tworzy się dobra atmosfera dla haseł typu: nowe kraje na pewno nie dadzą sobie rady. Dlatego powinniśmy być solidarni z Czechami.
- Skąd wziął się zarzut destabilizacyjnej roli czeskiej prezydencji?
- Postawiła go w Parlamencie Europejskim frakcja socjalistyczna. Podczas gdy to właśnie socjaliści - koledzy członków tejże frakcji! - złożyli w Czechach wniosek o wotum nieufności. Złamali tym samym umowę zawartą pomiędzy byłym premierem, socjalistą Paroubkiem, a obecnym premierem, Topolankiem, że na czas czeskiej prezydencji rząd nie będzie kwestionowany przez opozycję. Czyli przedłożyli wewnątrzkrajową walkę polityczną nad dbałość o wizerunek kraju, gdy pełni on prestiżową funkcję w ramach swojego członkostwa w Unii Europejskiej.
Jacek Saryusz-Wolski
Szef Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego