Nie wierzę w pozytywne zakończenie wojny w Afganistanie, ani dla Zachodu, ani dla miejscowej ludności. Choć na użytek własnej opinii publicznej Zachód będzie udawał, że jakieś sukcesy tam odnosi. Co miałyby jednak oznaczać? Po 8 latach nie wiedzą tego sami politycy na Zachodzie. Słyszę, że otwarcie rozważają, iż trzeba ustalić, co będzie oznaczał sukces w Afganistanie. Dopiero teraz? Z jednej strony jest to bardzo niebezpieczne i dziwne. Z drugiej, bardzo wygodne, bo sukcesem można ogłosić choćby śnieżną zimę.
Afgańczycy zawsze podchodzili do obcych nieufnie i to się nie zmieni. Życie nauczyło ich, że obcy to problemy i nie dotyczy to tylko Zachodu, ale nawet ludzi z innej wioski. Tym bardziej nie ma się czego spodziewać Zachód, który oszukał ich kolejny raz. Najpierw wykorzystał ich do zimnej wojny i pozostawił samym sobie. Teraz nie potraktował poważnie i złamał wszystkie obietnice po pierwszej wojnie z talibami.
Polska nie ma żadnych interesów w Afganistanie. Znaleźliśmy się tam z powodu przynależności do NATO. I kiedy Sojusz podjął decyzj, wiadomo było, że nasi żołnierze tam się znajdą. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że w Afganistanie walczą tak naprawdę cztery kraje: USA, Wielka Brytania, Kanada i Holandia. Reszta tylko współuczestniczy, pełniąc rolę porządkowo-patrolującą. Wojna kosztowała do tej pory życie 11 naszych. Brytyjczyków poległo już ponad 200, Amerykanów ponad 1000.
Niestety, politycy często nie zdają sobie sprawy z wagi i konsekwencji podejmowanych przez siebie decyzji. Myśląc kadencjami, mając nadzieję, że problem będzie dotyczył ich następców. Ta wojna pokazuje, że posyłając 500 żołnierzy do jakiejś prowincji, już po chwili będzie trzeba posyłać następnych i następnych.
Niestety, trzeba się przyzwyczaić do tego, że Afganistan będzie kosztowała coraz więcej. Zarówno ofiar wśród żołnierzy, jak i sprzętu, i nakładów finansowych. To wojna, w której armie wyposażone w drogi sprzęt toczą walkę z ludźmi ubranymi w sandały, proste ubrania, karabiny za kilkaset dolarów i tanie bomby domowej roboty. Czytałem opracowanie, według którego skuteczna okupacja Afganistanu wymaga 600 tys. żołnierzy i kolejnych 600 tys. do pilnowania granic. Nie wierzę w to, żeby Zachód zechciał tam posłać milionową armię.
Wojciech Jagielski
wieloletni korespondent "Gazety Wyborczej" w Afganistanie i Czeczenii, autor kilku książek reporterskich o tej tematyce