Dlaczego Anglicy nie ruszyli nad Polskę zmasowanym nalotem? A Francuzi nie przysłali tu żadnej pomocy? Ani jednego wozu pancernego? Okazuje się, że z podpisanych dokumentów wcale nie wynikało jasno, że „bratnie mocarstwa” w ogóle są do takiego gestu zobowiązani.
Polscy dyplomaci, zresztą nie tylko polscy ale i zagraniczni, byli zadania, że przed 23 sierpnia 1939 r., to jest przed zawarciem przez Hitlera układu o nieagresji z Józefem Stalinem, układ z Francją i Wielką Brytanią gwarantowały pokój, teoretycznie zniechęcając Berlin do rozpoczęcia wojny. Mimo przepaści gospodarczej dzielącej Polskę od Zachodu, polscy mężowie stanu nie myśleli o niej inaczej niż jak o europejskim mocarstwie, postrzeganym jako militarna siła i polityczny rozgrywający. W rzeczywistości było jednak nieco inaczej, choć w rozmowach zachowywano pozory.
CZYTAJ TAKŻE: SUPER HISTORIA: Polskie miasta widma
Dlaczego Anglicy nie ruszyli nad Polskę zmasowanym nalotem? A Francuzi nie przysłali tu żadnej pomocy? Ani jednego wozu pancernego? Okazuje się, że z podpisanych dokumentów wcale nie wynikało jasno, że „bratnie mocarstwa” w ogóle są do takiego gestu zobowiązani.
Polscy dyplomaci, zresztą nie tylko polscy ale i zagraniczni, byli zadania, że przed 23 sierpnia 1939 r., to jest przed zawarciem przez Hitlera układu o nieagresji z Józefem Stalinem, układ z Francją i Wielką Brytanią gwarantowały pokój, teoretycznie zniechęcając Berlin do rozpoczęcia wojny. Mimo przepaści gospodarczej dzielącej Polskę od Zachodu, polscy mężowie stanu nie myśleli o niej inaczej niż jak o europejskim mocarstwie, postrzeganym jako militarna siła i polityczny rozgrywający. W rzeczywistości było jednak nieco inaczej, choć w rozmowach zachowywano pozory.
Układ sojuszniczy z Francją
Podstawą polskiego bezpieczeństwa, biorąc pod uwagę niespokojne, zbrojące się po zęby Niemcy, najpierw stała się Francja. Paryżowi byliśmy potrzebni do ewentualnego szachowania Niemiec, ale potrzeba ta dotyczyła pokoju i czasu, w którym zapobiegano wojnie, a nie czasu, w którym ją prowadzono.
Układ sojuszniczy z Francją, z 1921 r., był niedopracowany formalnie, ale i niedogadany ustnie, a Francja od 1925 roku przestała traktować poważnie porozumienie z Polską, upatrując swoich celów raczej w polepszeniu stosunków w Niemcami (potem także z Rosją). Polakom jednak układ z Francuzami miał teoretycznie gwarantować bezpieczeństwo.
Jak dorobiono się skazy
Potem, w 1939 r., pojawiły się gwarancje brytyjskie. Te miały siłę zmieniania sytuacji politycznej, ale ta moc sojuszu, jak się wkrótce okazało, też nie dotyczyła czasów, kiedy rozgorzeje walka. Polska stanowczo zaszkodziła sobie wizerunkowo, biorąc udział u boku hitlerowskich Niemiec w rozbiorze Czechosłowacji. W wyniku tego faktu, z jednej strony zaczęła robić wrażenie współpracownika Niemiec, a z drugiej zdawała się być partnerem faszystów w hitlerowskiej polityce międzynarodowej. Mężowie stanu rozmawiający z Niemcami nie chcieli wierzyć Hitlerowi w zapewnienia o uszanowaniu aktualnych granic. Było wiadomo, że miał zakusy na Wolne Miasto Gdańsk i planował przeprowadzenie przez polską część Pomorza eksterytorialnej linii kolejowej i autostrady z Rzeszy do Prus Wschodnich.
Blitzkrieg i osamotnienie
Sojusz Wielkiej Brytanii i Francji został odebrany w Polsce bardzo pozytywnie. W związku z zagrożeniem dla Berlina wojną na dwóch frontach, oddalając możliwość wojny wzmacniał bezpieczeństwo Polski, ale nawet w jej wypadku, z punktu widzenia Polski poprawiał sytuację. Jak to się więc stało, że zaraz po wybuchu wojny Francja i Zjednoczone Królestwo przystąpiły do działań wojennych, jednak na frontach, które Polsce nie robiły różnicy, bo nie poprawiały jej sytuacji (w okręgu saharyjskim, na Morzu Północnym i Atlantyku)? Fakt faktem, że sami musieliśmy się zmierzyć z wojną błyskawiczną Hitlera. Czy właśnie wtedy zostaliśmy zdradzeni po raz pierwszy, na kilka lat przed Jałtą, w której zrobiono to po raz drugi? A może nasze oczekiwania były po prostu za duże?
Nasze dowództwo wierzyło w odsiecz sojuszników, dlatego przyjęło strategię opartą o taki obrót spraw. Entuzjazm wzrósł po 3 września, kiedy Anglia i Francja wypowiedziały Niemcom wojnę. Sami może nie dalibyśmy rady, ale z takimi sojusznikami wygramy - brzmiała powszechna opinia. Nawet kiedy 22 września 1939 roku Wehrmacht i Armia Czerwona zwycięsko paradowały w Brześciu nad Bugiem, Polska gdzieniegdzie walczyła, nadal wyglądając odsieczy.
Paląca kwestia interpretacji
Tymczasem zgodnie z wewnętrznymi przepisami Francji, mocy prawnej umowie międzynarodowej nadawała dopiero ratyfikacja. W Polsce dorozumiewano rzymską regułę o dotrzymywaniu umów („pacta sunt servanda”) i nikt o podobnej biurokracji nie myślał.
Według Francuzów, samo podpisanie dokumentu nie dawało mu jeszcze mocy prawnej, stąd czuli się wobec Polski średnio zobowiązani. Dopiero po wybuchu wojny polska dyplomacja rzuciła się by dokończyć formalności i by paktom wreszcie nadał moc francuski parlament.
W odpowiedzi na porozumienie niemiecko-radzieckie z 23 sierpnia 1939 r. (pakt Ribbentrop-Mołotow) 25 sierpnia zawarto sojusz między Polską a Wielką Brytanią. Sporów prawnych nie było, była za to kłótnia merytoryczna. Obie strony inaczej rozumiały zawarte w umowie zapewnienia – kto do czego jest zobowiązany, i w jakim wypadku. Był więc i z tym spory kłopot. Do układu dołączono nawet tajmy protokół, wyjaśniający. Nie mniej jednak nie wyjaśniono w nim co dokładnie znaczy sformułowanie „udzielić wszelkiej pomocy i poparcia będących w jej (Wielkiej Brytanii) mocy”. Polacy rozumieli przez to, jak się okazuje mylnie, że chodzi o zaatakowanie wroga wszelkimi dostępnymi siłami. Co, jak pokazał czas, okazało się błędem.