W Polsce system obrony przeciwrakietowej mieli zbudować Amerykanie. Jednak po tym, jak prezydenturę w USA objął Barack Obama (51 l.), projekt ten zarzucono. Nieoczekiwanie z propozycją budowy własnej tarczy wyszedł Bronisław Komorowski.
- Musimy mieć ten element polskiej obrony. Dziś mamy starzejące się systemy, które coraz mniej nadają się do obrony kraju - mówi w rozmowie z tygodnikiem "Wprost".
Jak miałaby działać polska tarcza?
Jej koncepcję opracował krajowy koncern Bumar. Opiera się ona na trzech warstwach. Pierwszą ochronę naszego kraju stanowić mają rakiety Aster 30, które mogą wznieść się na pułap 20 km i zwalczać wrogie pociski przenoszące najgroźniejsze głowice nuklearne.
W skład drugiej mają wchodzić wyrzutnie rakiet służących do niszczenia pocisków rakietowych i samolotów wroga do wysokości 9 km. Ostatnia warstwa ma się opierać na wyrzutniach rakiet Grom oraz artylerii, które będą odpowiadać za obronę konkretnych kompleksów, dróg czy oddziałów. Ma razić cele do wysokości 4 km. Wszystkie elementy tarczy mają być samobieżne, co oznacza, że będą mogły być przemieszczane w dowolny rejon kraju.
Koszt budowy całego system Bumar szacuje na około 15 mld zł. Eksperci do spraw wojska popierają inicjatywę prezydenta.
- Budowa w Polsce nowego systemu obrony przeciwlotniczej z możliwością zwalczania pocisków balistycznych nie dość, że zagwarantuje nam bezpieczeństwo, to jeszcze zapewni płynność finansową polskim przedsiębiorcom - mówi w rozmowie z "SE" Wojciech Łuczak, redaktor nacz. miesięcznika "Raport".