"Super Express": - Wczoraj pytaliśmy o to prof. Wiesława Chrzanowskiego, dziś zwracamy się do pani: czym dla pani jest Polska?
Anna Popek: - Z jednej strony jest czymś sentymentalnym i łatwym - takim, jak wzruszenia przy okazji świąt narodowych czy ważnych rocznic. Z drugiej strony to codzienny wysiłek.
- Co jest kwintesencją polskości?
- Odnajduję ją w konkretnym czasie historycznym - w dwudziestoleciu międzywojennym. Wtedy nastąpił fenomen niesłychanie szybkiej odbudowy kraju we wszystkich dziedzinach. Przy czym rozwojowi gospodarki i kultury wysokiej towarzyszyła dbałość o estetykę życia codziennego - o język, o maniery, o detal architektoniczny.
- Czy o dzisiejszej polskości nie świadczy też namacalny w swej powszedniości chaos przestrzenny albo upadek obyczaju?
- Niestety, świadczy. Ale przeszłość pokazuje alternatywę, udowadnia: potrafimy też inaczej. Nasi rodacy z II RP - okresu, który powinien stanowić dla nas wzorzec - byli skoncentrowani na tym, żeby dawać od siebie coś dla Polski. W tym czasie stanowiska państwowe traktowano jako radość służenia krajowi - Ignacy Jan Paderewski łożył własny majątek na państwowe cele - co było oznaką patriotyzmu. Dziś, zdaje się, jest odwrotna tendencja.
- Co zatem dziś ma generować patriotyzm? Poświęcenie, przyzwoitość?
- Mamy ogromną porcję doświadczeń, które pozwalają nam - spadkobiercom historycznej tradycji - czuć dumę z tego, że jesteśmy Polakami. Powszechnie uważamy, że Polska zawsze opierała się na straceńczym patriotyzmie - że szlachetna postawa i przekonanie o słuszności sprawy są wartością samą w sobie. Łatwo stąd do zadowolenia się wielkimi słowami i paradami jako jedynym przejawem patriotyzmu. To byłby błąd. Patriotyzm bowiem to również rozważne gospodarowanie potencjałem kraju. Dopuszczanie do polskiego rynku kapitału zagranicznego powinno służyć Polsce. Ale źle by było, gdybyśmy się obudzili pewnego dnia w Polsce, której majątek jest bezwarunkowo oddany w cudze ręce. Patriotyzm jest więc również odpowiedzialnością. W Afganistanie zginął kolejny żołnierz. Być może dlatego, że z mowy nad grobem jego kolegi nikt nie wyciągnął wniosków.
- Czy powinniśmy naszą wspólnotę ograniczać tylko do 312 tys. kilometrów kwadratowych polskiego państwa?
- Kocham Kresy. Nie tylko dlatego, że moja rodzina stamtąd się wywodzi - jak wiele rodzin w naszym kraju. Fascynujące w tym obszarze geograficznym i kulturowym jest to, że wydał tak wielu wybitnych Polaków. Nie mówi się dzisiaj, że urodzili się w Wilnie czy we Lwowie, ale przecież ważne jest, że ich talent i praca narodziły się właśnie tam. Świadomość tego nie może być jednak wyłącznie kwestią sentymentu - wspominania z łezką w oku. Ludzie, którzy myślą i mówią po polsku, nadal tam mieszkają. I często są bardziej polscy niż my - głębiej przeżywają sprawy dotyczące naszego kraju i narodu, do których my już nie przywiązujemy wagi. Uważam, że są zaniedbani przez nas. Świetną robotę na Wschodzie robi Fundacja Pomoc Polakom Na Wschodzie, Wspólnota Polska, Caritas - ale to za mało. Polacy, którzy pozostali na Kresach wpisując w dokumentach swoją narodowość, ryzykują utrudnienia w karierze zawodowej czy gorszą edukację dla swoich dzieci. Państwo litewskie czy ukraińskie nie dotuje szkół dla nich. Są więc to poważne wybory - czy dać się dziecku rozwinąć w dobrej szkole, czy utrwalać w nim przekonanie, że jest Polakiem, co oznacza tam dzisiaj, że się jest skamieliną. Powinniśmy zapewnić szansę trwania polskości na Kresach.
Anna Popek
Dziennikarka i prezenterka telewizyjna