Początki PRL - Polska utrwalaczy ustroju

2014-07-21 4:00

Wymęczonych wojną Polaków zamiast wytchnienia od opresji czekała bolesna operacja przeprowadzana bez znieczulenia: wprowadzanie demokracji ludowej. Podstępem, siłą, po trupach.

Większość obywateli przerażał fakt, że wyzwolenie przyszło ze wschodu. Nawet ci, którzy nie zdawali sobie sprawy, z czym może się wiązać narzucanie reżimu komunistycznego, mieli fatalne doświadczenia wojenne z praktykującymi rozboje i gwałty "oswobodzicielami", zwanymi czerwoną hołotą. Panowała niepewność jutra, strach, że "przehandlowani" przez Zachód staniemy się wkrótce siedemnastą republiką radziecką. Niemiecka dżuma, sowiecka grypa - żadna różnica - mówili ludzie. Wkrótce cios miał także nadejść ze strony "swoich", o których przez z górą 40 lat mówiono potem "oni".

"Niech żyje Polska Wolna, Silna, Niepodległa, Suwerenna i Demokratyczna!". To zawołanie, wieńczące Manifest PKWN, nie powstało po to, by je realizować. Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego w manifeście datowanym 22 lipca 1944 r. deklarował niepodległą i demokratyczną przyszłość Polski. Stefan Kisielewski nazwał tekst Manifestu Lipcowego "niecenzuralnym". Zawierał bowiem obietnicę swobód obywatelskich, jakie Polscy zyskali dopiero po obaleniu ustroju. Mówił np. o wolności prasy i swobodzie zrzeszania się w partiach politycznych i związkach zawodowych. Prywatną inicjatywę nazywał "wzmagającą tętno życia gospodarczego", a przez to wymagającą państwowego wsparcia. Władze powojennej Polski zdeptały niemal wszystko, co "manifestował" manifest, wmawiając jednocześnie obywatelom, że jest na odwrót. Wyjątkiem był fragment o sojuszu ze Związkiem Radzieckim. W tym punkcie obietnicy dotrzymano.

Z lufą ludową przy skroni

Wolne wybory do Sejmu ze stycznia 1947 roku, które zagwarantowała Polsce konferencja jałtańska, zostały zmanipulowane. Podobnie wcześniejsze referendum ludowe z czerwca 1946 roku, w którym głosując "3 x tak" Polacy nieświadomie wystąpili przeciw demokracji. W ten sposób, pozornie legalny, pełnię władzy w Polsce przejęli komuniści. Musieli jedynie uświadomić ten fakt obywatelom i łamiąc opór, "utrwalić" system.

Utrwalanie w terenie

Ledwie wynieśli się "radzieccy maruderzy", unosząc ze sobą zdobyczne mienie poniemieckie i popolskie, wkroczyły do nas metody rodem ze wschodu. Władzę w terenie objęła bezwzględna służba bezpieczeństwa i złożona z przestępców i prostaków milicja. Brutalna i bezwzględna, niezmiennie upojona bimbrem i z byle powodu przystawiająca ludziom lufy do skroni. "Obywatelskość" milicji, powołanej Manifestem Lipcowym, polegała na tym, że każdy obywatel, nawet wielokrotnie karany bandyta, mógł się do niej zgłosić, żeby bezkarnie kraść i gwałcić. Typowy powojenny milicjant był chamem, analfabetą i antysemitą. Dla niego służba była przedłużeniem partyzantki. "Walczył o utrwalenie" z niedobitkami podziemia oraz wszystkimi, którzy mieli więcej od niego. Rekwirował, napadał, zabierał, dokonywał rozbojów. Wymknął się spod kontroli służb, które go powołały. "Ubecji" milicjant obywatelski szczerze nienawidził, zazdroszcząc jej wyższych uposażeń, dobrych butów i porządnych płaszczy. Niskie zarobki rekompensował sobie w akcjach. MO powszechnie nadużywało władzy, a kojarzone z nowym ustrojem przyczyniało się do jego znienawidzenia. Milicja szabrowała i wchodziła w bandyckie układy ze światkiem przestępczym. W raporcie z 1945 roku odnotowano, że na Opolszczyźnie kobiety na widok milicjanta rzucają się do ucieczki.

Jak nie urok, to kwaterunek

Terror prostaków spadł na ludność w najtrudniejszych powojennych latach. Na wsiach panował głód, w miastach, na skutek zniszczeń i repatriacji, nieznośne zagęszczenie. Szalał bez ograniczeń siejący grozę "kwaterunek". Efektem bezsensownego dokwaterowywania było to, że w jednym mieszkaniu w fatalnych warunkach gnieździło się nawet po kilka rodzin.

Ponadto w styczniu 1945 roku okradziono Polaków z oszczędności, wprowadzając drastyczne ograniczenie (500 zł na osobę) możliwości wymiany okupacyjnych pieniędzy. Ludzie zdani byli na zaradność, bezlitośnie tępioną przez władze. W próżnię trafiały ich odwołania i skargi. Analfabetami była nie tylko duża część funkcjonariuszy milicji, ale i działaczy PPR. Partyjni "notable" wygłaszali przemówienia z kartek trzymanych dołem do góry, dyrektorzy szkół nie potrafili się podpisać, szefami fabryk zostawali ci, którzy dobrze radzili sobie z dala od maszyn, np. na polu. Lud wywindowany na odpowiedzialne stanowiska upajał się władzą, tępiąc potencjalnych wrogów. Powszechny strach i niepewność jutra dolewały oliwy do ognia, w którym płonęły dawne porządki.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki