"Super Express": - W Gdyni zakończył się właśnie Festiwal Polskich Filmów Fabularnych. Co pani sądzi o dwóch aspektach współczesnej polskiej kinematografii - jakości filmów oraz ich liczbie?
Agnieszka Holland: - Myślę, że jest dużo lepiej niż było i że jest kilka filmów - więcej niż jeden, więcej niż dwa, więcej niż trzy - które stanowią jakąś poważną wypowiedź. I artystyczną, i filmową... W zakresie rzemiosła i w zakresie sztuki. Od kiedy śledzę polską kinematografię, że tak się wyrażę - potransformacyjną - wydaje mi się, że w ostatnich 2-3 latach zauważalne jest podnoszenie się jakości. Reżyserzy mają też coraz więcej odwagi. Filmów powstaje coraz więcej i są coraz lepsze przede wszystkim dlatego, że coraz bardziej przejrzyste stają się metody finansowania produkcji filmowych. To powoduje, że filmowcy mogą mówić pełniejszym głosem. Dziś jednak największym problemem staje się to, jak z najlepszymi filmami dotrzeć do szerszej widowni.
- Skoncentrujmy się na ilości produkcji filmowych. Mieszka pani i w Polsce, i we Francji... Nad Sekwaną powstaje ponad sto filmów rocznie, u nas około trzydziestu. Co zrobić, aby nasza kinematografia osiągnęła podobną wydajność?
- Ja nie wiem, czy to nie jest za dużo, jak na taki kraj, jak Polska... Francja ma bardzo dużą, wierną i ambitną widownię - tzn. widownię ciekawą rodzimej produkcji, ale też ciekawą nowych głosów. Francja pod względem widowni jest najbardziej wzorcowym krajem w Europie, krajem, gdzie można zrobić karierę z filmami czasem bardzo trudnymi i wcale nie tymi z głównego nurtu.
- Ale czyż my, Polacy, nie byliśmy również widownią dużą, wierną i ambitną?
- Byliśmy. Ale już nie jesteśmy. W tej chwili w Polsce mamy, w moim odczuciu, najbardziej zachowawczą widownię w Europie... widownię praktycznie wyłącznie familijną.
- Jeżeli dobrze panią rozumiem, biorąc pod uwagę obecną kondycję kraju i społeczeństwa, nie możemy narzekać na jakość i ilość nowych filmów?
- Oczywiście mogłoby być innaczej. Tylko, że to podnoszenie ilości powinno iść w parze z jakimiś możliwościami pokazania ich. Nie warto robić filmów - jest to w końcu proces drogi i pracochłonny - jeżeli nie ma kanałów, którymi można je dystrybuować.
- Gdzie szukać tych kanałów?
- Myślę, że telewizja publiczna jest miejscem, które powinno znacznie więcej robić i dla upowszechnienia, i dla edukacji - zachęcać widzów w sposób głębszy do tego, żeby oglądali filmy wymagające chociażby minimalnego wysiłku.
- Może telewizja publiczna nie powinna edukować, lecz odpowiadać - odpowiadać na oczekiwania...
- Telewizja publiczna nie jest od tego, żeby dawać odpowiedzi na oczekiwania, tylko od tego, żeby kreować pewne standardy. Oczywiście nie ma sensu, żeby robiła rzeczy, których nikt nie chce oglądać. Ale przecież rzecz, którą ludzie chcą oglądać, można zrobić głupio albo mądrze, dobrze albo źle, cynicznie albo z pasją.
- Który film na tegorocznym festiwalu filmowym najbardziej się pani podobał?
- Trudne pytanie... Nie widziałam wszystkich, więc nie mogę robić drabinki. Z tych, które widziałam, najbardziej podobały mi się "33 sceny z życia", "Boisko bezdomnych" i "Rysa".
- Czy w Polsce jest miejsce na inne festiwale?
- Uważam, że jest to konieczne, a dlatego, że Gdynia w tym roku pokazała, - poprzez dobór jury, poprzez sposób w jaki ten festiwal się toczył i poprzez galę fonalną - że jest instytucją przestarzałą. Zupełnie nie odpowiada na współczesne potrzeby, ani młodego widza, ani młodszego pokolenia filmowców i nie jest miejscem gdzie naprawdę wymienia się poglądy na temat kina, ale jak słusznie powiedział chyba Łukasz Barczyk - samozadowoloną imprezą środowiska filmowego.
Agnieszka Holland
Światowej sławy polska reżyser filmowa, teatralna i scenarzystka. Ma 60 lat