- Czuję się bardzo dobrze, jestem najzdrowszą Polką w kraju - śmieje się Halina Młodawska (58 l.) z Tarnobrzega, która po pięciu dniach pobytu w mieleckim szpitalu wróciła do domu w pełni zdrowia. Ale jeszcze kilka dni temu zupełnie nie było jej do śmiechu. Gdy po półrocznym pobycie u rodziny w Filadelfii (USA) trafiła do szpitala z podejrzeniem świńskiej grypy, jej świat nagle runął. - Pewnie zaraziłam się tą grypą na lotnisku albo w samolocie. Innej możliwości nie ma, bo wcześniej nic mi nie było - dodaje. Najdziwniejsze w tym wszystkim było jednak to, że pani Halina zaraziła się mimo wysokich środków ostrożności. Miała z sobą maseczki, chusteczkami odkaziła stolik w samolocie, dmuchała na zimne.
W szpitalnej izolatce zadręczała się, że mogła zarazić swoją rodzine. Nie była jednak sama. Kilka sal obok na obserwacji był jej ukochany mąż Zbigniew (61 l.) oraz synowie Sebastian (37 l.) i Karol (30 l.). Bardzo przeżywała to, że mogła ich zarazić.
- Bogu dzięki, że mama już jest z nami - syn Karol najpierw wręczył mamie przed domem piękne kwiaty, zanim rzucili się sobie w ramiona. - Wstyd byłoby umrzeć na chorobę o takiej brzydkiej nazwie - próbuje żartować. - Można powiedzieć, że los zrobił mi niezłe świństwo - dorzuca sympatyczna blondynka. Teraz marzy tylko o tym, by się zamknąć ze swoim Zbyszkiem i chłopcami w domu, by choć na chwilę zapomnieć o tym, co przeszła w przeciągu ostatnich kilku dni. - Pan Bóg czuwał nad naszą rodziną - wyznaje pan Zbigniew, który z okazji powrotu żony przyrządził flaczki, strogonowa i zrazy.
Poza panią Haliną, w Polsce nie wykryto u nikogo wirusa A H1 N1. Minister Ewa Kopacz (53 l.) zapewnia, że odpowiednie służby monitorują jednak sytuację.