- Niech Bóg ich błogosławi - śmieje się przez łzy Hajrije Dermaku (38 l.), mama Bjondine. Choć jeszcze niedawno nie było jej do śmiechu. Jej córeczka urodziła się z bardzo rzadką wadą serca.
- Polegała ona na tym, że w przestrzeni między prawą a lewą komorą serca jest dziura. To wiąże się z tym, że przepływ krwi przez płuca jest dużo mniejszy. Dlatego krew nie ma dostatecznej ilości tlenu, a to objawia się sinicą - wyjaśnia prof. Jacek Moll (60 l.), kardiochirurg.
Bjondine cały czas leżała w łóżku. Nie miała siły się ruszyć, nie chodziła, przestała rosnąć, a najmniejszy wysiłek sprawiał, że była bardzo sina. W każdej chwili mogła umrzeć.
Dwa lata temu żołnierze z polskiego kontyngentu stacjonującego w Kosowie postanowili pomóc dziewczynce. W swoim kraju nie mogła liczyć na pomoc lekarzy, dlatego została przetransportowana wojskowym samolotem do Centrum Zdrowia na pierwszą operację. Teraz przeszła w Łodzi drugi, decydujący zabieg. Lekarze załatali dziurę w jej serduszku i poszerzyli naczynia, którymi krew transportowana jest do płuc. Bjondine właśnie rozpoczyna nowe życie.
- Modlę się za polską służbę zdrowia. W Kosowie takie operacje są niemożliwe. Jesteście wspaniali - płacze ze szczęścia mama dziewczynki.