Niejeden lekarz robił płukanie żołądka pacjentom zatrutym w sylwestra. Ale w Przemyślu w tym roku dokładnie taki zabieg musiał przejść... orzeł bielik. - Pokrzyżował nam plany w sylwestrową noc - wzdycha Jakub Kotowicz. Bielika przywieźli w pudełku leśnicy. Ledwie żył. Lekarze zaczęli go ratować. Szybko poznali, że to kolejny w tym roku orzeł zatruty mięsem, którym rolnicy trują lisy, by nie wyjadały im kur z kurników. - Podaliśmy mu narkozę i włożyliśmy rurkę przez dziób do żołądka, by odessać resztki zatrutego jedzenia, po czym zaczęliśmy wypełniać go płynem fizjologicznym, aż będzie czysty. Dokładnie tak, jak robi się to w przypadku ludzi - tłumaczy Kotowicz. Potem kroplówka, rehabilitacja i... po wszystkim.
Teraz zdrowy, choć jeszcze osłabiony orzeł lata w wolierze. Na pamiątkę szalonej nocy weterynarze nazwali go Sylwek.