Udało mu się zorganizować akcję poparcia dla niszczonego przez imperialną Rosję kraju. Akcję absolutnie bez precedensu w historii dyplomacji, mającą na celu pokazanie solidarności z krajem, który stał się obiektem agresji Miedwiediewa.
Oczywiście wobec takiej akcji do ataku ruszyła część mediów, eksponując wyłącznie rozdmuchany do granic groteski element zagrożenia bezpieczeństwa prezydentów i premiera. Tak, ta misja nie była bezpieczna ani dla Lecha Kaczyńskiego, ani dla jego gości. Ale wszyscy oni pokazali, że nadzwyczajna sytuacja wymaga nadzwyczajnych rozwiązań. Pokazali także swoim narodom, że są ludźmi niezwykle odważnymi.
Na krańcowo przeciwnym biegunie sam siebie ustawił prezydent Francji Nicolas Sarkozy. Najpierw palnął - tłumacząc agresję na Gruzję - że Rosja ma prawo "bronić obywateli rosyjskojęzycznych", żeby potem kręcić, iż "integralność Gruzji musi być zagwarantowana". A to oznacza, że Rosja jednak nie ma prawa do agresji w sprawie Osetii Południowej. W trudnych czasach można zostać bohaterem, ale krętaczem łatwiej i bezpieczniej.