- Mgła nie była jedyną przyczyną wypadku, było ich kilkadziesiąt - ujawnił minister Jerzy Miller w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". Raport ma zaboleć wszystkich - kolejne rządy, największe partie i Rosjan.
Przeczytaj koniecznie: Prezydent Komorowski nie pojedzie do Smoleńska i na Wawel w rocznicę katastrofy. W Rosji będzie prezydentowa
- Raport wstrząśnie polskim lotnictwem. Ujawni błędy i zaniechania wielu podmiotów, które w końcu doprowadziły do tej tragedii - mówi w rozmowie z "Super Expressem" mjr Arkadiusz Szczęsny, były pilot i instruktor lotniczy. Co to za podmioty? - 36. specpułk, MON, MSZ, Kancelaria Prezydenta, dowództwo polskich sił powietrznych - wylicza. - Nie dopilnowano też, by w samolocie znalazł się rosyjski nawigator, a i poziom wyszkolenia dobranej w ostatniej chwili załogi pozostawia wiele do życzenia - mówi nam ekspert.
Co z rosyjskim regulaminem
Miller zwrócił też uwagę na możliwość zaniechań po rosyjskiej stronie. - Nie znamy rosyjskiego regulaminu lotniska wojskowego. Możliwe, że jest on zły i jest przyczyną - ocenił.
Jednak główne, jego zdaniem, winy leżą po stronie polskiej. - Nawigator miał 25 godzin wylatanych na tupolewie. I nie znał słowa po rosyjsku. Nawigator, który utrzymuje łączność... - ujawnił minister.
Pytanie bez odpowiedzi
Wątpliwości ma też mjr Szczęsny, który wciąż zastanawia się, dlaczego pomimo fatalnych warunków pogodowych załoga zdecydowała się na lądowanie. Zdaniem wicepremiera Rosji Siergieja Iwanowa (58 l.), zgodnie z międzynarodowymi przepisami rosyjski "kontroler nie ma prawa zakazać lądowania", chyba że pas lądowania jest zajęty lub odległość od innego samolotu jest za mała. - Dlaczego zeszli poniżej 100 metrów? Nie wiem - przyznał Miller.
Patrz też: Rząd Tuska dogadał się z Putinem, by uznać lot do Smoleńska za cywilny?
Kto jest winny katastrofy
Główne instytucje państwowe
36. specpułk powinien wnioskować o ustalenie wspólnych procedur lotniczych, które będą obowiązywały zarówno Polaków, jak i Rosjan. Polskie sugestie powinny trafić do dowództwa sił powietrznych, potem do MON, dalej do MSZ, które powinno skonsultować się z Rosją. - Dlaczego tak się nie stało? Dlaczego te instytucje się tym nie zainteresowały? - pyta mjr Arkadiusz Szczęsny.
Złamanie procedur
Piloci mieli do wyboru 3 procedury lotu. Międzynarodową - do której jednak nie mieli kwalifikacji - oraz wojskowe: rosyjską lub polską. Bez nawigatora raczej nie znali rosyjskiej, więc musieli działać wg polskiej. - A ta wyraźnie zabraniała lądowania w takich warunkach atmosferycznych - mówi nam ekspert.
Dobór i doświadczenie załogi
Zdaniem mjr. Szczęsnego wybór pilotów był błędny. - Wygląda na to, jakby pilotów dobrano zupełnie przypadkowo, w ostatnim momencie. Nawigator w ogóle mógł nie znać maszyny, którą wylatał tylko 25 godzin. I trudno mówić o dużym doświadczeniu pilotów, którzy wykonali w gruncie rzeczy niewiele lądowań, czyli najtrudniejszych i najbardziej niebezpiecznych czynności - podkreśla.
Brak wniosków po katastrofie CASY
Katastrofa ujawniła wiele błędów zarówno w systemie szkolenia pilotów, dowództwie sił powietrznych, jak i w Ministerstwie Obrony Narodowej. - MON jednak, zamiast wyciągnąć wnioski i dokonać zmian systemowych, nie zrobił nic - twierdzi były pilot.
Kancelaria Prezydenta
Jak twierdzi ekspert, za lot odpowiada także instytucja, która go organizowała. - Jeśli okaże się, że to była rzeczywiście Kancelaria Prezydenta, to ona również ponosi odpowiedzialność za nieprawidłowy nadzór i przygotowanie wizyty - tłumaczy mjr Szczęsny, przypominając niedoszłą wizytę prezydenta USA Baracka Obamy (50 l.) w Krakowie. Wtedy kilkaset osób z USA brało udział w organizowaniu przelotu i uzgadnianiu wspólnych działań z Polską.
Rosjanie
Stenogramy z wieży kontroli lotów w Smoleńsku uwidoczniły zamieszanie, jakie tego dnia w niej panowało. - Nie wiadomo, z kim kontaktowali się kontrolerzy oraz dlaczego nie wskazali lotniska zapasowego - twierdzi były pilot. Ciągle też nie wiadomo, dlaczego kontroler zapewniał naszych pilotów, że wszystko jest w porządku, kiedy tupolew leciał poniżej ścieżki.
System szkolenia pilotów
W USA z tzw. VIP-ami podróżują tylko bardzo doświadczeni piloci, którzy wcześniej spędzili tysiące godzin za sterami samolotów bojowych. Najlepsi z nich trafiają do jednostki dla VIP-ów. U nas piloci do 36. specpułku trafiają... zaraz po ukończeniu szkoły. MON i generałowie muszą to zmienić.