Polski wywiad dziurawy jak ser szwajcarski

2009-05-08 12:30

Gdyby oceniać stopień bezpieczeństwa Polski po czasie reakcji pracowników wywiadu wojskowego można dojść do wniosku, że jesteśmy nad przepaścią. Okazuje się, bowiem że zniknięcie szyfranta, który zna mnóstwo supertajnych danych zauważono dopiero po dwóch tygodniach!

Po ujawnieniu przez "Dziennik", że Stefan Zielonka przepadł jak kamień w wodę sprawą zajęli się posłowie.

W trybie pilnym wezwali do Sejmu szefa wywiadu wojskowego Radosława Kujawę. Efekt spotkanie przyprawił parlamentarzystów o zdumienie. Tłumaczenia pułkownika Kujawy były tak zaskakujące, że aż trudno było w nie uwierzyć. Okazało się bowiem, że przez dwa tygodnie wywiad nie miał  pojęcia, że zniknął jeden z kluczowych pracowników!

Przed zniknięciem chorąży był na kilkutygodniowym zwolnieniu lekarskim. Gdy jego czas minął, szyfrant nie stawił się w pracy, ale w wywiadzie nie wywołało to niepokoju. - Myśleli, że żołnierz dośle im L4 na kolejne dni, szefowie zainteresowali się sprawą dopiero po dwóch tygodniach - mówi "Dziennikowi" jeden z członków sejmowej speckomisji.

Co ciekawe, przy okazji zaginięcia wyszło także na jaw, że przez lata tajna służba nie miała pojęcia o kłopotach rodzinnych chorążego. Szyfrant zdradzał objawy depresji, ale to nie wzbudziło niepokoju przełożonych.

Niewykluczone również, że po ujawnieniu zaginięcia specsłużby próbowały tuszować sprawę i nie informowały o sprawie Zielonki innych służb ani premiera czy Ministerstwa Obrony Narodowej.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki