Hipisi szukali nieopodatkowanych form zarobkowania i możliwości życia w zgodzie z naturą. Byli pełni nadziei, że gdzieś w kniei, pracując przy ścince i korowaniu drzew, wymkną się tylnymi drzwiami spod państwowej kurateli. Piorąc w rzece, susząc na słońcu i przerabiając przegniłe ziemniaki na podpłomyki. Ci pierwsi niezależni młodzi ludzie, przecierający szlaki, byli bardzo odważni. Skoro nie mogli wyjechać do szczęśliwszych i mniej reżimowych krajów, postanowili żyć w zgodzie ze swoimi ideałami, z dala od czynów społecznych i trwających latami kolejek po własne "M". Woleli nabyć za bezcen zabudowania gospodarcze od chłopów uciekających do miasta.
Szerokie kręgi społeczeństwa budującego świetlaną przyszłość Polski Ludowej potępiały aspołeczną postawę hipisów. Słowo "hipis" tłumaczono jako "brudas", tworząc w ten sposób pogardliwy i krzywdzący stereotyp. Hipisi byli wrzucani do jednego wora z przestępczą subkulturą więzienną. Czerpanie z zachodniej i amerykańskiej rewolucji obyczajowej, a więc obcych wzorców, było traktowane prawie jak dewiacja. Niektórzy z wczesnych hipisów pozostali wierni swoim ideałom i dotrwali do lat 80., to jest do czasów, kiedy hipisi w Polsce stali się powszechnym ruchem młodzieżowym.
Druga fala polskich hipisów wezbrała podczas niepokojów społecznych końca lat 70. i początku 80. Powstał wówczas młodzieżowy ruch wolnościowy, spontanicznie organizujący się zwłaszcza podczas wakacji. W dużej mierze polscy hipisi drugiej generacji byli poprzebieranymi dziećmi, na co dzień chodzącymi do szkoły, a od święta wyruszającymi w Polskę lub opanowującymi starówki dużych miast. Dorośli Polacy w latach 80. byli już trochę bardziej otwarci, ale hipisowskich zlotów nie popierali. Tak więc młodym hipisom nie było łatwo, za to jakże było barwnie na tle upiornej szarości ulic!
Kolorowe koszule, koraliki, zamszowe kurtki z frędzelkami i niemal indiańskie mokasyny, a do tego opaski, wzorzyste bandany i długie, falujące włosy. Poza psychodelią i protest songami Boba Dylana i Joan Baez polscy hipisi słuchali dużo nowoczesnej muzyki rockowej, która nie wyrosła z tradycji festiwalu w Woodstock. Z kasetowych magnetofonów Grundig, które wchodziły w zakres podstawowego wakacyjnego wyposażenia zamożniejszego polskiego hipisa, często pobrzmiewały "Schody do nieba", "Dym na wodzie" albo "Dzwony rurowe".