Wszystko rozpoczęło się do wpisu na facebookowej grupie "Hejted: Bytów", na której internauci wypisują swoje krytyczne opinie względem wszelkiego rodzaju rzeczy/działalności w tamtym rejonie. Jak napisano (pisownia oryginalna): - hejtuje bytowski szpital i oddział ginekologii oraz nocną zmianę. pielęgniarki były cojanmniej nie uprzejmie w Onecie kobiety w 6 miesiącu ciąży. lekarz, o ile można tak go nazwać, powinien dostać w jape. kobieta z silnym bulem brzucha i skurczami a ten wyskakuje z "żartem" cytuję: płód jest martwy. po czym wybucha śmiechem i rzuca tekst "żartowałem".
"Głos Pomorza" dotarł do kobiety, która zdenerwowana wspominała szczegółowo okoliczności tego zdarzenia. Jak mówiła: - 27 lipca pojechałam do szpitala wraz z narzeczonym. Około godziny drugiej w nocy dostałam silnych skurczów i bólu brzucha, a jako że jestem w szóstym miesiącu ciąży i od dziecka choruję na epilepsję, postanowiłam tego nie lekceważyć. Panie położne wypełniające dokumenty były nieuprzejme. Po dłuższej chwili pojawił się doktor i robiąc badanie USG, powiedział: Płód jest obumarły! Następnie po chwili dodał z uśmiechem: Żartowałem! Włączając dźwięk bicia serca dziecka.
Następnie zbulwersowana pacjentka kontynuowała: - Nawet dla zdrowej kobiety taki „żart” byłby co najmniej nie na miejscu. Od początku ciąży mam świadomość, że jest ona zagrożona, a stres wywołany niewybrednym żartem doktora mógł spowodować u mnie napad padaczkowy, który to z kolei mógł się dla mnie skończyć tragicznie. Z oddziału wypisałam się na własną odpowiedzialność, gdyż nie mam zaufania do lekarza i całego tego oddziału i z pewnością nie będę rodzić w tym szpitalu.
Wstawiony na FB wpis szybko zwrócił uwagę również Leszka Waszkiewicza, czyli tamtejszego starosty. Poprosił on o kontakt pacjentkę i obiecał postarać się pomóc wyjaśnić sprawę. Skontaktował się on również z szefostwem tej placówki. Beata Ładyszewska, prezes szpitala, poinformowała "GP", że zajmują się już sprawą, po czym dodała: - Mamy świadomość, że empatia wobec pacjenta, dla którego szpital jest stresujący, bo nie przebywa w nim na co dzień, jest podobnie ważna jak samo leczenie. I w znakomitej większości przypadków tak jest. Z drugiej strony prosimy o wyrozumiałość dla pracowników szpitali. To ciężki chleb - ogromna odpowiedzialność o życie i zdrowie ludzi i do tego ogromna liczba procedur, których pacjent nie widzi, a instytucje wymagają. Wymarzonym stanem byłaby empatia po obu stronach.
W jednym z komentarzy na FB poszkodowana kobieta dodawała jeszcze: