- Niech ktoś zastrzeli tego psa, zanim wydarzy się jakaś tragedia - mówią truchlejący ze strachu o własne życie mieszkańcy wioski.
Na drogach Kwisna nie widać gospodarzy, a w okolicy nie słychać szczekania psów. Nie ma nawet dzieci bawiących się na podwórkach. Wieś wygląda jak wymarła, a wszystko przez Maksa, bezwzględną bestię hodowaną przez jednego z mieszkańców wioski.
Pies Zbigniewa Komorowskiego (50 l.), olbrzym, który sterroryzował okolicę, waży 60 kilogramów! Ma wielkie, ostre jak brzytwa kły i błyszczące okrągłe ślepia. Ta krwiożercza bestia nie pozwala ludziom nawet modlić się pod przydrożną figurką Matki Boskiej. Właśnie tam Maks zaatakował ostatnio człowieka. - Modliłam się, aż tu nagle pojawił się ten potwór. Rzucił się na mnie i ugryzł w rękę. Przewrócił mnie i zaczął szarpać. Po chwili spokojnie odszedł. Lekarze założyli mi 9 szwów - opowiada Maria Bilicka (60 l.). - Ten potwór rozszarpał na strzępy już cztery moje pieski. Ostatnio, gdy zabił mojego jamniczka Boberka, z tego wszystkiego dostałam zawału i na kilka dni trafiłam do szpitala - płacze z bezsilności kobieta. Starcie z bestią przeżył do tej pory jedynie pies Miluś (13 l.).
- Lekarze ledwo go uratowali. Od tego czasu nie może normalnie chodzić. Poza tym ogłuchł. Prosiliśmy sąsiada, żeby pozbył się swojego psa, ale on ma nas za nic - tłumaczy Barbara Targan (59 l.), właścicielka poszkodowanego pieska. Pan Maksa, Zbigniew Komorowski (50 l.), jest dumny ze swojego psa i chętnie demonstruje jego siłę. - Mój pies nie lubi innych psów. Ma się słuchać tylko mnie i to robi. Dla mnie nie jest groźny. Jak pogryzł sąsiadkę, to zapłaciłem mandat i było po sprawie - mówi pan Zbigniew.