Pogrążona w rozpaczy młoda mama nigdy nie przytuli do serca tak długo wyczekiwanego dziecka. Noworodek może i miałby szanse na przeżycie, gdyby przy porodzie obecny był lekarz. Niestety, choć medycy mieli do pokonania zaledwie 10 km, dotarli do wsi zbyt późno.
Patrz też: Cud! Matka i dziecko zmartwychwstali podczas porodu
Dramatyczna walka z czasem rozegrała się w piątkowy ranek. 22-latka poczuła skurcze i od razu zadzwoniła po pogotowie. Karetka jechała przez sąsiednią wieś Borzytuchom, bo tylko tak mogła dostać się do domu rodzącej. Jak informuje serwis "Głosu Pomorza", tuż za zabudowaniami siedziby gminy ambulans zakopał się w zaspie na nieodśnieżonej drodze.
Dwaj ratownicy i lekarz nie dali rady wypchnąć pojazdu ze zwałów śniegu. Zespół karetki musiał więc wezwać do pomocy straż pożarną. Terenowy wóz strażaków zabrał lekarza i z trudem przebił się na leśną ścieżkę, która doprowadziła ich do domu 22-latki.
Na miejscu okazało się, że kobieta już urodziła, a dziecko przyszło na świat martwe. Prokuratura Rejonowa w Bytowie wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci noworodka. Dopiero sekcja zwłok dziecka potwierdzi, kiedy nastąpił zgon.