Dominika Ziembińska (43 l.) powinna być odporna na wszelkie przejawy niesprawiedliwości. Widziała ją, pracując jako prokurator, a potem adwokat. Ale i tak wciąż nie może uwierzyć w to, co ją spotkało.
Dokładnie dwa lata temu obudziła się z obrzękiem nadgarstka. Jej ręka z dnia na dzień zaczęła puchnąć, a ból nie pozwalał normalnie funkcjonować. Lekarz wydał straszną diagnozę: algodystrofia. Opuchlizna rosła, zakłócała ruch krążenia. Szukając pomocy, pani Dominika trafiła do szpitala w Zabrzu. - Powiedziano mi tam, że chorobę można leczyć śpiączką ketaminową i że się tego podejmą. Kiedy myślałam, że moje cierpienie się skończy, zaczął się prawdziwy koszmar - mówi chora kobieta. - W stan śpiączki można wprowadzić tylko na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej. A na taki oddział nie można przyjmować pacjentów z innych przypadków niż nagłe, bo nie ma takiej procedury. Napisałam w czerwcu do Narodowego Funduszu Zdrowia prośbę o leczenie, ale odpisano mi, że muszą zapytać dyrekcję szpitala w Zabrzu - opowiada pacjentka. Odpowiedź miała przyjść 4 września. Oczywiście nikt się nie odezwał. - Jestem na bardzo silnych i obciążających lekach przeciwbólowych. Nie śpię od kilku tygodni, jestem wykończona - płacze pani Dominika. Rzecznik Funduszu ma na tę opieszałość bardzo dobrą odpowiedź: - Czekamy na odpowiedź ze szpitala - mówi Marek Kopczacki ze śląskiego NFZ, ale nie potrafi wyjaśnić, dlaczego to tak długo trwa. - Ta ręka jest niedokrwiona, jak tak dalej pójdzie, to ją stracę - mówi chora.