Ładna dziewczynka choruje jednak na ciężką chorobę genetyczną nazywaną zespołem kociego krzyku. Ten maluch i jej dzielna mama z tatą pokazują, że można z tym żyć. Jeśli im się da szansę i pomocną dłoń.
Kiedy mała Julcia przyszła na świat, nie płakała. Za to miauczała jak mały kociak. Jak się szybko okazało, dziwne odgłosy zwiastowały straszną chorobę. W Polsce jest tylko pół setki takich dzieci. Chorują na genetyczną chorobę nazywaną zespołem kociego krzyku. Julcia cierpi m.in. na niedorozwój głowy, poważne opóźnienia psychomotoryczne i psychiczne. Ma cztery latka, ale jest na poziomie rocznego dziecka. Gdy się urodziła, rodzice od lekarzy usłyszeli, że nie przeżyje roku.
- I żeby się w niej nie zakochiwać, bo nie warto - tak mi powiedzieli - opowiada Magdalena (32 l.), mama Julci, i z miłością spogląda na swoją jedynaczkę. Ani myślała z mężem Pawłem (36 l.) słuchać złowieszczych gadań medyków.
- To nasz cud, nasza gwiazdka z nieba - pani Magda jest szczęśliwa, że ma taką córeczkę. I robi wszystko, by żyło jej się jak najlepiej. Przynosi to efekty. Julcia potrafi już przejść z pokoju do pokoju. Potrafi łączyć słowa w zdania. - Kocham cię, mamusiu - wypowiada najpiękniejsze słowa, jakie może usłyszeć matka.
To, że nie jest rośliną, jest zasługą rehabilitacji. Ale niestety, trzeba tę ciężką pracę kontynuować. Do tej pory udawało się dzięki pomocy różnych ludzi, ale pieniądze skończyły się. A koszt jednego turnusu leczniczego z dojazdem to około 13 tys. zł. Pomóżmy tej rodzinie w jej walce.
Pomóżmy ratować Julcię
Datki można przekazywać na: Limanowska Akcja Charytatywna, 34-600 Limanowa, ul. Kilińskiego 11, Bank Spółdzielczy w Limanowej nr konta 53 8804 0000 0000 0021 9718 0001 z dopiskiem "Julia"