Między świętami a sylwestrem Mariusz wybrał się ze swoją dziewczyną Natalką (19 l.) na dyskotekę do pobliskiego Janowa. Dwie godziny później dołączył do niego brat Przemek (21 l.). Około drugiej w nocy Mariusz poszedł do toalety i długo nie wracał.
- W pewnej chwili zobaczyłem, jak dwóch ochroniarzy wyprowadza go przed lokal - opowiada Przemysław Pietrzykiewicz, brat ofiary. - Wyglądał, jakby ktoś go pobił. Miał zakrwawiony policzek. Wołałem go, ale mnie nie poznał. Przeszedł obok i wyszedł przed budynek. Pomyślałem, że chce ochłonąć - dodaje roztrzęsiony chłopak.
Patrz też: Syn się zabił bo go nie słuchaliśmy
To znajomi powiedzieli mu, że Mariusza pobito. Zatroskany chłopak wybiegł na zewnątrz, by zapytać brata, jak się czuje, ale nie mógł go znaleźć. - Wtedy zorientowałem się, że po uderzeniu w głowę Mariusz mógł stracić świadomość i dlatego mnie nie poznał - mówi Przemek. Zaczął go szukać. Powiadomił mamę i policję, pytał znajomych, ale Mariusz jakby zapadł się pod ziemię.
- Następnego dnia z mamą patrolowaliśmy okolicę w poszukiwaniu Mariusza. Kilometr od dyskoteki zobaczyliśmy, że coś leży w polu. To był Mariusz. Już nie żył - mówi Przemek, ocierając łzy.
- Sekcja zwłok wykazała, że miał obrzęknięty mózg i zmarł wskutek wychłodzenia organizmu, bo stracił przytomność po pobiciu.
- Po śmierci syna mój świat się zawalił. Mariusz miał tyle planów: rozpoczął studia, chciał się żenić z Natalką i co? Wszystko legło w gruzach przez bandytów - rozpacza pani Beata i zapewnia, że do końca życia będzie walczyła o poznanie prawdy. - Muszę zobaczyć morderców mojego syna i sprawić, by trafili do więzienia, bo tam jest ich miejsce - zanosi się płaczem matka zamordowanego.