Pierwszy raz o tragedii w rodzinie Pośpiechów pisaliśmy dwa lata temu. Właśnie wtedy w dramatycznych okolicznościach umarła mama Nadii, 26-letnia Magdalena. Nagle źle się poczuła, ale lekarze nie umieli postawić właściwej diagnozy. Nie wiedzieli, co jej jest. Karetką odsyłali słabnącą w oczach kobietę od szpitala do szpitala. Umarła, mimo reanimacji, w szpitalu w Mysłowicach. Na co? Po sekcji zwłok orzeczono: sepsa.
- Tłumaczę Nadince, że mama jest w niebie, że jest jej tam dobrze i pilnuje nas z góry - mówił nam wtedy ojciec dziewczynki Błażej Pośpiech (?29 l.). Opiekował się dzieckiem najlepiej jak umiał. Harował na kopalni, by przychylić Nadince nieba. I poświęcał ukochanej córeczce każdą wolną chwilę, zabierał wszędzie, gdzie tylko chciała - do zoo, na wycieczki...
Zobacz też: Rodzice ZABITEGO w kopalni górnika chcą POMŚCIĆ syna: "Będziemy szukać winnego śmierci naszego syna"
Po wybuchu metanu był jednym z najbardziej poparzonych górników
Dwa tygodnie temu poszedł na swą ostatnią szychtę w kopalni Mysłowice-Wesoła. Po wybuchu metanu był jednym z najbardziej poparzonych górników. Trafił do Centrum Leczenia Poparzeń w Siemianowicach Śląskich. Babcia Zenona (55 l.) powiedziała Nadii, że tatuś miał wypadek i jest w szpitalu. Teraz musi jej wyznać tragiczną prawdę, że już więcej go nie zobaczy.
Na tym świecie Nadia ma już tylko dziadków. - Na pewno się nią zajmiemy - mówią pogrążeni w rozpaczy państwo Pośpiechowie. - Tak jak dla syna, będzie naszym oczkiem w głowie...
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail