"Super Express": - Premier Donald Tusk zadeklarował, że rząd będzie bronił polskiej waluty, gdy ta osiągnie poziom 5 zł za euro. Skąd taki pomysł?
Stanisław Gomułka: - Propozycja premiera ma na celu zmniejszenie wahań kursowych złotówki, a ściślej rzecz biorąc, falę dalszej dewaluacji złotego. Absolutnie nie chodzi tu o obronę jakiegoś konkretnego poziomu kursu polskiej waluty. Premier, kierując się zapewne radami ekonomistów, bieżącą analizą sytuacji przeprowadzaną przez Ministerstwo Finansów i NBP, uznał, że skala osłabienia złotego jest bardzo duża, a jego obecny kurs zdecydowanie nie ma ekonomicznego uzasadnienia. Ekonomiści szacują, że kurs ten w rzeczywistości kształtuje się gdzieś w okolicy czterech zł za euro. Tak więc w takiej sytuacji nawet stosunkowo niewielka interwencja nie musi, ale może być skuteczna. Warunkiem jej skuteczności jest przekonanie do niej inwestorów. Poza tym w obecnej sytuacji sam rynek, bez interwencji ze strony banku centralnego, może dokonać zmiany trendu. Taka interwencja przy silnym kursie złotego byłaby całkowicie nieskuteczna. W tej chwili jak najbardziej może się powieść.
- Według amerykańskiego dziennika "New York Times" spadki lokalnych walut, w tym polskiej złotówki, trudno uznać za wiarygodne. Czy pana zdaniem obecny kurs złotego jest realistyczny?
- Oczywiście, wiarygodność Polski jest nieporównywalnie mniejsza niż wiarygodność Stanów Zjednoczonych. Wynika to z tego, co się działo w Polsce przez ostatnie 50 lat. Inwestorzy pamiętają o tym, że przez kilkanaście lat, między 1981 a 1994 rokiem, Polska nie obsługiwała długów publicznych, które w ostatnich latach bardzo wzrosły. Innym istotnym czynnikiem zdecydowanie oddziałującym na kurs złotego jest fakt, że jeszcze do niedawna mieliśmy bardzo eurosceptyczną koalicję rządzącą - PiS, Samoobrona i LPR. Nawet w tej chwili główna partia opozycyjna jest przeciwna wejściu Polski do strefy euro. Te wszystkie elementy powodują, że inwestorzy portfelowi uważają, iż inwestycje w Polsce są obarczone dużym ryzykiem i w związku z tym żądają dosyć wysokich stóp procentowych dla swoich inwestycji. Stąd bierze się m.in. dość wysoki koszt obsługi długu publicznego.
- Eksperci zwracają uwagę, że stabilność złotówki zależy nie tylko od Polski, ale też od sytuacji w pozostałych państwach regionu, których gospodarki nie są w najlepszej kondycji?
- My już jesteśmy wrzucani do tego samego worka, co inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Czyli osłabienie regionalne to kolejny czynnik, który przyczynił się do bardzo silnego, około 50-procentowego, spadku złotówki.
- Czy plan premiera możemy porównać np. do działań podjętych przez władze Stanów Zjednoczonych czy Rosji?
- Zdecydowanie nie. Stany Zjednoczone nie muszą w tej chwili przejmować się kursem dolara, ponieważ ostatnio dolar zdecydowanie się umacnia, poza tym wiarygodność USA jest zdecydowanie większa niż wiarygodność Polski. Dlatego też Amerykanom deficyt budżetowy nie jest straszny. Polska natomiast jest w zupełnie innym położeniu. Pomimo że nasz deficyt budżetowy jest zdecydowanie mniejszy niż deficyt budżetowy USA, a presja na złotówkę jest bardzo duża, co wynika z naszej niedużej wiarygodności gospodarczej.
- Wicepremier Waldemar Pawlak skrytykował zapowiedź premiera. Stwierdził, że doświadczenia z rynków walutowych wskazują, iż wyznaczanie jakiegokolwiek poziomu kursu jest zachętą do spekulacji.
- Gdyby Donald Tusk zamierzał za wszelką cenę bronić 5-złotowego przelicznika wobec euro, to oczywiście byłoby błędem. Ale premier stwierdził tylko, że rozpoczną się jakieś operacje w chwili, gdy kurs ten zbliży się do około 5 złotych. A to zupełnie co innego aniżeli obrona jakiegoś kursu. Zapowiadane przez premiera działania rządu mają przede wszystkim na celu uchronienie nas przez sytuacją, gdy za euro płacilibyśmy sześć, siedem złotych. Dlatego uważam, że tego typu interwencja zmniejsza ryzyko dalszej głębokiej dewaluacji złotego, co destabilizuje sytuację w Polsce.
Stanisław Gomułka
Jeden z najbardziej znanych i cenionych na świecie polskich ekonomistów, były wiceminister finansów, profesor London School of Economics
To był szkolny błąd Donalda Tuska "Super Express": - Premier rządu zapowiedział interwencję w celu ratowania słabnącej polskiej waluty. Jak pan to ocenia?
Adam Glapiński: - O takich rzeczach się nie mówi. To się po prostu robi. Oczywiście, w tak trudnej kryzysowej sytuacji, z jaką mamy teraz do czynienia, interwencja jest niezbędna. Tyle tylko, że bez uprzedzania, kiedy to się stanie i w jakim zakresie.
- Dlaczego?
- Kapitał spekulacyjny musi zdawać sobie sprawę, że polski rząd nie będzie patrzył obojętnie na to, co się dzieje, i w stosownych momentach będzie oddziaływał, wrzucając na rynek walutowy środki unijne. Określanie pułapu, od którego rozpocznie się interwencja, również jest błędem. Spekulanci, odwołując się do porównania z pokerem, mówią teraz: sprawdzam. Testują, czy rząd rzeczywiście coś zrobi, a jak zrobi - może silniej przyłożą? Ujawniając swoje zamiary, rząd im to umożliwia.
- Szkolny błąd?
- Chyba tak to trzeba nazwać. Myślę, że premier działał w gorączce, bo na pewno minister finansów nie mógł mu czegoś takiego doradzić.
- Co pan by doradził premierowi Tuskowi?
- Należy podnieść poziom ryzyka działań spekulacyjnych. Ten, kto chce majstrować przy kursie złotówki w górę lub w dół, nie może wiedzieć, czy będzie interwencja, czy też jej nie będzie. Trzeba przy tym pamiętać, że polski budżet ma ograniczone środki i takie stałe oddziaływanie nie wchodzi w grę.
- Polski rynek jest najgłębszy w Europie Środkowej...
- Ale jednak płytki - wystarczy kilkadziesiąt milionów dolarów lub euro, aby podnieść wartość złotówki.
- Rząd ma na rachunku w NBP siedem miliardów złotych. Czy może część tej sumy uruchomić na rynku walutowym?
- Na razie nie ma potrzeby, aby Narodowy Bank Polski aktywizował się w tej sprawie. Wystarczą działania rządu. Ale świadomość istnienia tych rezerw jest pocieszająca.
- Czy spekulanci są groźni również wtedy, gdy złotówka się umocni? W końcu przecież to musi nastąpić...
- Tak, są groźni, zaczną bowiem grać na obniżkę. Właśnie dlatego nie mogą znać planów rządu.
- Obecnie złotówka jest silnie niedowartościowana...
- Tak, ale poprzednio była zbyt mocno dowartościowana.
- Nikt wówczas nie narzekał...
- Dla przeciętnych zjadaczy chleba było to bardzo korzystne. Cierpieli za to eksporterzy.
- Co się stanie, gdy środki budżetowe Polski zostaną całkowicie wyczerpane?
- To raczej niemożliwe. Ale jakby co, należy korzystać z pomocy Europejskiego Banku Centralnego.
- Czy on może sprostać naszym oczekiwaniom? Nie jesteśmy jedynym krajem z kłopotami...
- Jesteśmy jedynym krajem w tej części Europy, w którym warto interweniować.
Adam Glapiński
Doradca prezydenta Lecha Kaczyńskiego, ekonomista, b. minister gospodarki przestrzennej i budownictwa oraz minister współpracy gospodarczej z zagranicą