Na równię pochyłą Marian S. wkroczył rok temu. Właśnie wtedy odeszła od niego żona i zabrała ze sobą ich córki. Mężczyzna bardzo to przeżył, a swoje smutki topił w alkoholu. Pocieszali go koledzy, wierni kompani od kieliszka, którzy z ochotą korzystali z gościny w jego domu w Lipinach.
Podczas ostatniej libacji mężczyzna zwierzył się im, że myśli o samobójstwie, ale brak mu odwagi, by odebrać sobie życie. Poprosił o przysługę. Z ukrycia wydobył przechowywany jeszcze przez dziadka karabin mauzer z okresu II wojny światowej i wręczył go 35-letniemu Karolowi K. - Tylko strzelaj tak, abym nie trafił do szpitala - oznajmił. - Na pewno tego chcesz? - upewnił się 35-latek, a gdy usłyszał stanowcze "tak", wypalił w głowę przyjaciela. Potem zagrzebał karabin w stercie trocin, która leżała w przydomowej stolarni. Nie zamierzał uciekać. - Przecież tylko pomogłem kumplowi - dyktował mu pijany rozum.
Gdy na miejsce dotarli wezwani przez mieszkańców Lipin policjanci, zastali na miejscu trupa i sześciu kompletnie pijanych biesiadników. Wśród nich Karola K., który, gdy wytrzeźwiał, przyznał się do winy i szczegółowo opisał dramatyczne wydarzenia.
Pozostali mężczyźni potwierdzili jego wersję. - Powiedział, że jednak żałuje swojego czynu i nie wie, dlaczego to zrobił. Grozi mu kara dożywotniego więzienia - mówi Jan Andrejczuk, prokurator rejonowy z Hajnówki.
Brutalne morderstwo na górnym Manhattanie. Zatłukł konkubinę hantlem i dobił nożem
Opiekunka oskarżona o morderstwo 91-latka
Morderstwo na Jasnej Górze: Zakonnik przyłapany na cudzołóstwie zamordował stryjecznego brata