W czwartek w Tatrach przeszła potężna burza. Piorun uderzył m. in. w Giewont, na którym stali ludzie. W wyniku nawałnicy zginęły cztery osoby. Już wiadomo, że to dwie kobiety w wieku 46 i 24 lat oraz dwójka dzieci - 10-letnia dziewczynka i 10-letni chłopiec. Po słowackiej stronie Tatr zginął turysta z Czech. Ponad 150 rannych trafiło do szpitali, m.in. ks. Kozłowski. Stan kapłana jest stabilny.
ZOBACZ TEŻ: Łódzkie: CZARNA SERIA na drogach. NIE ŻYJE dwoje pieszych
Prośby o modlitwę
- Ma poranione nogi. Dostał trzy razy piorunem. Jest stabilnie. Dziś albo jutro czeka go jeszcze badanie tomografem, które pomoże sprawdzić czy nie ma obrażeń wewnętrznych. Na zewnątrz widać dość pokaźne rany: limo, zszyty łuk brwiowy i spuchnięta twarz. Cały jest też posiniaczony, a w łopatce ma dziurę - powiedziała Gościowi Świdnickiemu siostra księdza.
Duchowny mimo rozgrywającego się dramatu na Giewoncie, udzielał rozgrzeszenia. - Piorun uderzył w krzyż za mną. Żyję tylko dlatego, że nie zdążyłam dotknąć łańcucha. Pamiętam przerażający krzyk i księdza gdzieś za mną, udzielającego ogólnego rozgrzeszenia — relacjonowała w rozmowie z polsatnews.pl turystka, która przeżyła czwartkową burzę na Giewoncie.
Kolega poszkodowanego kapłana, ks. Bartłomiej Łuczak poinformował, że odniósł on obrażenia przy schodzeniu z Giewontu. Był blisko miejsca, w które uderzył piorun. Duchowny prosi o modlitwę: "Polecamy go dalszej modlitwie, jak i pozostałych poszkodowanych. Pozostałe osoby uczestniczące z nim w wyjeździe nie ucierpiały. Polecamy tez personel szpitala i wszystkich zaangażowanych w akcję ratunkową, widzieliśmy ogrom ich pracy i wysiłku" – napisał ksiądz na portalu społecznościowym.
Ks. Jerzy Kozłowski święcenia kapłańskie przyjął w 2015 r. w Świdnicy. Po święceniach pracował w parafii pw. św. Michała Archanioła w Mieroszowie. Potem w Wałbrzychu w parafii pw. MB Nieustającej Pomocy w Wałbrzychu, a obecnie jest wikariuszem w parafii pw. Maryi Matki Kościoła w Dzierżoniowie.