Pani Magda pochodzi z małej wioski pod Włocławkiem. Rodzić chciała jednak w łódzkim Centrum Zdrowia Matki Polki, bo tu pracuje lekarz, który prowadził jej ciążę. W nocy z czwartku na piątek poczuła, że zbliża się termin porodu. Było około godz. 2.
- Kiedy odeszły mi wody płodowe, wsiedliśmy do auta i autostradą pojechaliśmy w kierunku Łodzi - opowiada kobieta.
Maciuś nie zamierzał jednak czekać, aż rodzice dotrą do łódzkiego szpitala. Na skrzyżowaniu autostrad A1 i A2 w Strykowie dał mamie jasno do zrozumienia, że nadeszła już jego pora.
- Skurcze miałam tak często, że lada moment bym urodziła - wspomina pani Magda.
Jej mąż zatrzymał więc samochód i wezwał pomoc.
- Był spanikowany - dodaje pani Magda. Choć zdenerwowany, mężczyzna jednak sobie poradził. Na wskazane przez niego miejsce natychmiast wysłano karetkę pogotowia i radiowóz policji autostradowej.
Zaczęła się szalona akcja ratunkowa. - Była ona niezwykle trudna, bo rodzącą kobietę trzeba było przenieść na noszach przez cztery pasy autostrady - mówi Joanna Kącka (38 l.) z łódzkiej policji. Potem karetka ruszyła w stronę Zgierza. - Jechaliśmy pod prąd - wyjaśnia mama. - Na szczęście ruch był niewielki.
Ostatecznie Maciuś zamiast w Łodzi urodził się w Zgierzu. Chłopiec jest zdrowy, waży 3,4 kg. A jego rodzice długo będą opowiadać znajomym o tej szalonej nocy ze szczęśliwym zakończeniem.