Okazuje się, że herszt bandy porywaczy Wojciech Franiewski (45 l.) i jeden z jego towarzyszy, Ireneusz Piotrowski (47 l.), tak dotkliwie pobili Olewnika, że złamali mu nadgarstek.
Niezrastające się złamanie sprawiało biznesmenowi potworny ból, tym bardziej że zwyrodnialcy zatrzasnęli na jego dłoniach kajdanki. Krzysztof Olewnik konał w męczarniach, bo porywacze założyli mu na szyję obrożę i przykuli ją do ściany łańcuchem.
>>> Sprawa Olewnika - makabryczne zdjęcia zwłok, wszystko o śledztwie
Wyszło na jaw także, że za toaletę biznesmenowi służyło wiadro. Swojej ofierze zwyrodnialcy nie pozwalali ściągać spodni, by mógł swobodnie załatwiać swoje potrzeby. Wycięli w nich tylko dziurę.
Z protokołu z sekcji zwłok wynika, że Krzysztofowi Olewnikowi w ostatnim czasie przed śmiercią zaczęły gnić dziąsła i zęby, a ból, jaki temu towarzyszył, mógł powodować utratę przytomności.