Dawid B. został zatrzymany przez policję w środę, gdy otworzył zamknięty decyzją sanepidu sklep w Łodzi i rozpoczął sprzedaż zakazanych przez Inspekcję Sanitarną dopalaczy. Jeszcze tego samego dnia usłyszał zarzut sprzedaży zakazanych produktów. Grozi mu za to do dwóch lat więzienia.
Przeczytaj koniecznie: Towar "króla dopalaczy" zarekwirowany i zabezpieczony do badań
Premier Donald Tusk (53 l.) na wieść o tym, że król dopalaczy ponownie otworzył swój sklep, skwitował ten fakt dwoma słowami: "Będzie siedział".
Wczoraj pracownicy sanepidu wspólnie z policjantami zbierali dodatkowy materiał dowodowy. Razem z młodziutkim biznesmenem weszli do jego sklepu, by zabezpieczyć cały towar na potrzeby śledztwa.
- Trwają jeszcze inne czynności w tej sprawie. Jednak jest za wcześnie na jakiekolwiek wnioski - mówi Krzysztof Kopania (45 l.), rzecznik prasowy łódzkiej Prokuratury Okręgowej.
Nieoficjalnie policjanci pracujący przy tym śledztwie mówią, że gdyby B. miał wyjść na wolność, to prokuratura nie pozostawiałaby go na noc w policyjnej celi. - To może świadczyć o tym, że szykują wniosek o jego areszt - twierdzą.