Krupa, mało znany polityk Ruchu Palikota, zanim został posłem, był sklepikarzem. Kiedy wygrał wybory, przepisał interes na mamę, a sam został posłem zawodowym z pensją ponad 10 tys. zł miesięcznie. Oprócz tego, jak każdy parlamentarzysta, dostaje ponad 12 tys. zł na prowadzenie biura. Zgodnie z prawem nie może z tego ani złotówki wziąć dla siebie. Pieniądze powinien wydawać na pracowników, telefony, paliwo. Wygląda jednak na to, że Krupa znalazł sposób, by dorobić do wypasionej pensji kosztem własnego pracownika.
Przemysław R. podpisał z posłem umowę o pracę. Za wykonywanie obowiązków dyrektora biura poselskiego miał otrzymywać 2 tys. zł. Zorientował się jednak, że jego szef w dokumentach przesyłanych do ZUS napisał, że pensja dyrektora wynosi 3,6 tys. zł. Odkrywszy przekręt, zwolnił się z pracy, a do bydgoskiej prokuratury wpłynęło zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez polityka.
- Przesłuchaliśmy byłego dyrektora biura poselskiego. Otrzymał status pokrzywdzonego - potwierdza w rozmowie z "SE" prokurator Dariusz Bebyn, zastępca prokuratora rejonowego Bydgoszcz-Północ.
Śledczy oprócz tego, że sprawdzają, czy poseł okradał swojego pracownika, badają też, czy fałszował dokumenty i czy nadal prowadzi działalność gospodarczą. Do niedawna Krupa miał bowiem pięć sklepów spożywczych. Śledczy sprawdzają, czy nie pozbył się interesu tylko na papierze i w rzeczywistości nadal zajmuje się handlem. Oznaczałoby to, że nielegalnie pobiera wynagrodzenie z Sejmu.
Co na to poseł? W rozmowie z "Super Expressem" był nader niesympatyczny. - Nie muszę się przed wami tłumaczyć, na co wydaję pieniądze na prowadzenie biura poselskiego - wypalił na początku poseł. - Mam czas, aby rozliczyć się z Kancelarią Sejmu!
Po chwili jednak znalazł wytłumaczenie, dlaczego pensja dyrektora była zaniżana o 1,6 tys. zł.
- Umowa rzeczywiście opiewała na 2 tys. Reszta to premia uznaniowa. Po prostu nie przelewałem jej na konto, tylko wypłacałem pracownikowi do ręki - zapewnia poseł, ale zaraz dodaje, że nie ma na to żadnych pokwitowań.
Były dyrektor biura zaprzecza wersji posła. - Zapewniam, że ani razu nie dostałem żadnej premii do ręki. W umowie o pracę miałem napisane, że całe wynagrodzenie przelewane jest na konto - mówi nam Przemysław R.
Poseł nie ma na razie postawionych zarzutów. Najpierw prokuratura musi wystąpić o uchylenie mu immunitetu.