To musiała być magia dnia świętego Walentego. Bo obaj panowie poznali się w miejscu - trzeba przyznać - mało romantycznym. Gdyby to był Paryż nocą oświetlony blaskami z wieży Eiffla albo rozbrzmiewająca serenadami Wenecja! Wtedy byłaby to magia miejsca. Ale jaką magię ma Berlin? Jak można zakochać się na ulicy Karola Marksa? Cóż romantycznego jest w kolacji, na którą składa się wielka wieprzowa kiełbasa i kiszona kapusta popijane piwem?
A dodać jeszcze trzeba, że obaj panowie poznali się na jakiejś nudnawej konferencji, lecz mimo to... ich oczy spotkały się w tłumie, który wtedy zjechał do niemieckiej stolicy. I coś zaiskrzyło. Miłość od pierwszego wejrzenia? Zapewne, bo dziś pan poseł wspomina tamten dzień bardzo miło.
- Obaj z Krzysztofem mamy bardzo miłe wspomnienia związane z walentynkami - przyznaje polityk.
Od tamtej pory obaj panowie w walentynki są zawsze razem. Jest to ten jeden dzień w roku, kiedy nic - praca, obowiązki, inni ludzie - się nie liczy. Obaj są tylko dla siebie, zostają razem w domu i wykorzystują każdą chwilę, aby się sobą nacieszyć. - Krzysztof i ja ciężko pracujemy i mamy bardzo mało czasu dla siebie na co dzień. Sam fakt, że w tym dniu jesteśmy razem, jest już taką walentynką, że więcej nie potrzeba... - rozpływa się Biedroń.
Zaraz też dodaje: - Poza tym jak się dwoje ludzi kocha, to nie potrzebuje do tego specjalnych przypraw w postaci kolacji i innych gadżetów. Jesteśmy w tym dniu zawsze razem i cieszymy się sobą.