- Od trzydziestu pięciu lat jest tak samo. Niestety, zawsze się tyle stoi. Ale żebym się miał wepchać bez kolejki? Przecież my tu wszyscy tak samo ciężko harujemy, wszyscy równi. To się przecież nie godzi! - mówi "SE".
Wąwelno (woj. kujawsko-pomorskie), niedaleko Bydgoszczy, godzina 5 rano. Były wiceminister rolnictwa w rządzie PiS, a obecnie poseł niezrzeszony Wojciech Mojzesowicz podjeżdża pod skup rzepaku. Kolejka traktorów wypełnionych po brzegi towarem na sprzedaż ciągnie się na kilkaset metrów. Jednak polityk ani myśli wyminąć kolegów i pojechać wprost do elewatora, wymachując swoją legitymacją poselską. Wręcz przeciwnie! Ku naszemu zaskoczeniu Mojzesowicz karnie ustawia się na końcu ogona i czeka na swoją kolej. - Ja tu przyjeżdżam przeszło 35 lat. Tych wszystkich ludzi znam bardzo dobrze. Niektórych od dziecka. Jak ja miałbym po czymś takim spojrzeć im w oczy? - tłumaczy swoje zachowanie "SE". - Odkąd pamiętam, zawsze tyle się stoi, a czasem dłużej - po 24 godziny nawet. Jak jest ładna pogoda, to każdy, kto ma kombajn, rusza w pole i zbiera uprawy. A potem wszyscy chcą to jak najszybciej sprzedać. Stąd takie kolejki. Nic się na to nie poradzi - opowiada Mojzesowicz, dzielnie znosząc palące słońce i tumany kurzu wzbijane przez ciągniki.
Niestety, ceny skupu nie odzwierciedlają ciężkiej pracy na roli. - Jest coraz gorzej - mówi rolnik, który razem z Mojzesowiczem stał w kolejce. - Zbiory udały się wyjątkowo, więc cena skupu spadła. Człowiek myślał, że może sobie harówkę jakoś odbije. Ale gdzie tam! Za tonę dostaje się teraz około tysiąca złotych - żali się rolnik.
Mojzesowicz też nie miał tęgiej miny, kiedy dostawał zapłatę. Ale on nie żyje wyłącznie z roli. Jako poseł dostaje ok. 10 tysięcy miesięcznie. - Ale nigdy moja ziemia nie będzie leżała odłogiem - zapewnia poseł. - Żniwa trwają, roboty huk, więc wracam w pole. Takie jest życie rolnika - śmieje się Mojzesowicz, od dziś znany nam jako poseł "nic się na to nie poradzi".