Jacek Protasiewicz (44 l.), Bogusław Sonik (58 l.), Marek Siwiec (56 l.), Jacek Kurski (45 l.) oraz Marek Migalski (42 l.) - to polscy europosłowie przyłapani przez TVN24 na podpisywaniu listy w polskim parlamencie, opuszczaniu obrad komisji i pobieraniu za to 1200 złotych. O tym niecnym procederze już dwa lata temu pisał "Super Express". Po ujawnieniu afery europosłowie Sonik i Migalski zadeklarowali, że pieniądze przeznaczą na cele charytatywne. Jacek Kurski szedł w zaparte, że w obradach komisji uczestniczył. A reszta polityków milczy jak grób. "Super Express" apeluje do nich, by zwrócili nienależne im pieniądze!
Przeczytaj koniecznie: Emerycie! Ty dostajesz 1200 zł na miesiąc. Europoseł bierze tyle za podpis
Ich zachowaniem oburzeni są prawnicy i politolodzy. - Wygląda mi to na pobieranie pieniędzy, które im się nie należą. Po to ich wybraliśmy! Ich tłumaczenia, że taka jest procedura, są oburzające - mówi prof. Piotr Kruszyński, specjalista z zakresu prawa karnego. Według prawa pobieranie pieniędzy, które się nie należą, jest równe wyłudzeniu. Grozi za to kara od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności.
Podobnie uważa prof. Kazimierz Kik, politolog. - To kolejny przykład, że nasi reprezentanci kierują się względami ekonomicznymi. W Polsce, poza naprawdę małymi wyjątkami, brak jest klasy politycznej. Są za to politykierzy myślący tylko, jak zarobić duże pieniądze - ocenia prof. Kazimierz Kik.