Posłowie dzwonią do mnie w nocy po viagrę

2008-08-31 8:00

Czego po pracy najbardziej potrzebuje polski poseł? Tabletek na potencję. - Dzwonią po viagrę nawet w środku nocy. Właściwie to zwykle o tej porze. Pewnie im się wydaje, że jeszcze mogą, a tu, jak przyjdzie co do czego, klapa - wyznaje "Super Expressowi" prof. Lew-Starowicz (65 l.).

Znany polski seksuolog nie jest zaskoczony, że na Wiejskiej kwitnie bujne życie seksualne. Bez problemu potrafi wytłumaczyć burzę hormonów, która przetacza się przez poselskie ławy i pokoje.

- Zjawisko romansów w Sejmie nie jest dla mnie niczym zaskakującym. A nasz parlament jak mało która instytucja sprzyja takim związkom. To zbiorowisko starych nudziarzy z pretensjami - mówi profesor. - Tam wszyscy się nudzą, bo tematy, jakimi się mają zajmować, wcale ich nie interesują - wyjaśnia fachowo seksuolog.

Jego zdaniem sejmowe romanse są dla wielu posłów pewnego rodzaju zamiennikiem. - Nie mogąc się pochwalić innymi osiągnięciami, za swój sukces uważają zdobycie kobiety.

Jednak jak zdradza seksuolog, dla wielu posłów, kiedy już znajdą się z powabną ofiarą sam na sam, wcale nie jest to takie proste.

- To nie są młodzieniaszkowie, w dodatku raczej nie prowadzą zdrowego trybu życia, więc mają problemy w łóżku. Wtedy dzwonią do mnie po viagrę - wyjawia prof. Starowicz. - Czasem nawet w środku nocy.

Seksuolog nie zamierza jednak potępiać posłów, że zamiast o pracy myślą o amorach.

- Seks naszym posłom jest potrzebny. Bardzo potrzebny, pod warunkiem, że będzie udany - śmieje się seksuolog.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki