Kosecki, jak większość posłów, wrócił po wakacyjnej przerwie do pracy w gmachu przy ul. Wiejskiej. W przypadku byłego reprezentanta Polski w piłce nożnej jednak trudno mówić o pracy. Bardziej o oszukiwaniu, że się pracuje... "Super Express" przyjrzał się liście obecności na komisji kultury fizycznej, sportu i turystyki. Już 20 minut przed jej rozpoczęciem widniał na niej podpis Koseckiego! Ale posła ani na początku, ani w trakcie posiedzenia nie było... Łudziliśmy się, że przyjdzie na koniec komisji. Nic jednak takiego nie nastąpiło...
Gdzie był w tym czasie Kosecki? W drodze do swojej rodzinnej miejscowości: podwarszawskiego Konstancina. Niedługo później pojawił się na boisku piłkarskiego klubu "Kosy Konstancin". Oglądał "pasjonujący" mecz ze spadkowiczem z IV ligi Koroną Góra Kalwaria w Pucharze Polski.
Kiedy zapytaliśmy go o sytuację z komisji, był wyraźnie zaskoczony. - Yyyyyyy... Muszę to sprawdzić, muszę ustalić fakty... Proszę zadzwonić później - wił się jak piskorz polityk PO. Później z kolei tłumaczył się, że zwalniał się z komisji. - No, byłem się zwolnić na początku komisji u przewodniczących w pokoju - próbował się ratować. W końcu przyznał się, że podpisał listę i pojechał do Konstancina.
Co grozi Koseckiemu? Według przepisów powinien stracić 1/30 poselskiej pensji, czyli jakieś 300 złotych.