Kiedy w 2004 roku pan Roman doznał skomplikowanego złamania kręgosłupa, jego świat się zawalił. Po 36 latach pracy w zawodzie ślusarza musiał iść na rentę. Łudził się, że państwo zadba o niego i pozwoli godnie dożyć końca swoich dni. Złudzenia prysły, kiedy listonosz przyniósł pierwszą rentę - 800 złotych na rękę.
- Połowę musiałem wydać na czynsz za mieszkanie. A gdzie leki, gdzie jedzenie? Gdzie normalne życie? Zostałem skazany przez państwo na wegetację. Na powolną śmierć. Teraz chcę ją po prostu przyspieszyć - mówi załamany mężczyzna.
ZUS panu Romanowi przyznał rentę czasową - do 31 marca tego roku. Kiedy termin minął, mężczyzna postanowił przerwać tę okrutną farsę. Z premedytacją nie wystąpił o przyznanie kolejnego świadczenia.
- Nie chcę tej jałmużny. Wolę zostać bez środków do życia, niż dostawać ochłapy - mówi oburzony mężczyzna.
Pan Roman wysłał do ZUS pismo, w którym informuje o rozpoczęciu głodówki. Później stopniowo zaczął opróżniać zapasy jedzenia. Kilka dni temu skończyło mu się pożywienie. Dziś ma niemal pustą lodówkę.
- Piję tylko wodę - tłumaczy. - Na pewno będę twardy. Nie odpuszczę. Nie pozwolę, by państwo pomiatało rencistami. Dość tego... - mówi coraz słabszy desperat.
Katarzyna Mołas (25 l.) z Łódzkiego ZUS-u: Panie Romanie: proszę to przemyśleć
- Co mamy poradzić? On za nic na świecie nie chce złożyć wniosku o przyznanie kolejnej renty. Bez wniosku i przebadania przez lekarza nie możemy wypłacać świadczenia. Apeluję więc za pośrednictwem "Super Expressu", by ten pan jeszcze raz przemyślał swoją decyzję.