Monika Zając (62 l.) z Krzymosz już nigdy nie zobaczy swojego ukochanego wnuka Tomka Zająca (26 l.), którego wychowywała i traktowała jak własnego syna. Tomasz mówił do swojej babci "mamusiu", bo zawdzięczał jej prawie wszystko. Teraz pani Monika odchodzi od zmysłów, bo została zupełnie sama... Za całą tragedię wini żonę Tomka, Iwonę Z. (24 l.), która od niego odeszła.
- Tomek walczył o Iwonę, ale ona nie chciała wracać. Gdy usłyszał przez telefon, że nie chce się z nim nawet spotkać, załamał się i wyszedł z domu - opowiada pani Monika. - Był bardzo niespokojny, dlatego w progu spytałam go, gdzie się wybiera tak późnym wieczorem. Odpowiedział, że idzie spotkać się z kolegą i zaraz wróci. Ale nie wrócił - opowiada, zanosząc się płaczem kobieta. Po kilku godzinach usłyszała, jak zza okna dobiega ulubiona muzyka Tomka. Zaciekawiona wyjrzała na zewnątrz i wtedy zobaczyła ten straszny widok. W świetle księżyca widziała wiszące na słupie ciało ukochanego wnuka. Pod jego nogami leżał grający wciąż tę samą piosenkę telefon. Prawdopodobnie włączył tę muzykę, by dodać sobie odwagi przed śmiercią.
Tomek ożenił się z Iwoną dwa lata temu. Nie mieli dziecka, ale planowali je mieć, gdy się usamodzielnią. Jednak z ich planów zostały tylko wspomnienia.