Była sobota rano, gdy Jarosław M. zabrał synka z domu na jego ostatni spacer. Krótko potem zadzwonił do swojej ukochanej Alicji (23 l.) z potworną informacją, że ich malutki syn już nie żyje i że zaraz zamierza targnąć się na swoje życie.
Przeczytaj koniecznie: Dziadkowice, podlaskie: Pijany jak bela ksiądz zabił pasażera
Młoda matka struchlała. Natychmiast zadzwoniła na policję, a ta od razu zorganizowała poszukiwania mężczyzny i malca. Kobieta wskazywała nawet miejsca, gdzie mężczyzna mógł się ukryć z synem. Niestety, wszystkie tropy okazały się fałszywe.
Tymczasem tragedia rozgrywała się w lesie dosłownie za wioską. Gdy zauważono samochód mężczyzny, na pomoc było już za późno. Ciałko Miłosza bezwładnie zwisało z gałęzi. Jarosław M. wisiał obok. Mieszkańcy malutkiej wioski niedaleko Świebodzina są wstrząśnięci. Rodzina uchodziła za wzorową, niewiele osób wiedziało, że para jednak się nie dogaduje, a kobieta zamierza zostawić swojego partnera. - Chodzili razem na spacery, zawsze zadbani, widać było, że Miłoszka kochają bardzo - mówią mieszkańcy Ługowa.
Patrz też: Ełk: Przyszedł na policję poskarżyć się na... nieuczciwych dilerów
Niektórzy twierdzą, że tego tragicznego dnia kobieta zaczęła się już pakować, a Jarosław M., który ma już za sobą nieudany związek, nie potrafił się z tym pogodzić. - Starszego syna też bardzo kochał i nie mógł się pogodzić, że była żona go zostawiła i zabrała dziecko - mówią jego znajomi.