Pan Henryk całe życie pracował jako kierowca. Choć nie zna się na rolnictwie, po śmierci teściów postanowił zadbać o ich gospodarstwo w pobliskiej wsi Czerwone Bagno. Dobytku po teściach dogląda codziennie, bo chciałby, aby praca poprzednich gospodarzy nie poszła na marne.
Niestety, choć pan Henryk jest człowiekiem spokojnym, to z mieszkańcami Czerwonego Bagna od początku nie mógł się porozumieć. - Traktują mnie jak obcego, przemądrzałego mieszczucha - żali się 66-latek. Mężczyzna cierpliwie znosił jednak kąśliwe uwagi sąsiadów, drobne kradzieże i inne złośliwości. Ale tym razem ktoś posunął się za daleko... - Przyjechałem na wieś jak co dzień nakarmić zwierzęta - opowiada pan Henryk ze łzami w oczach. - Zobaczyłem Maksa od razu, jak wisiał przed bramą na sznurku z wywalonym jęzorem. Przeraziłem się - dodaje pokazując zdjęcie swojego ulubieńca, który od lat pilnował dobytku na wsi. Mężczyzna jest pewien, że to zastraszenie. - Boję się, że teraz mnie powieszą - mówi drżącym głosem. - Zamykam wszystkie drzwi i śpię z kijem pod łóżkiem.Sprawą zabójstwa wiernego psa Maksa zajęła się już policja. - Wierzę, że złapią tego bandytę i przykładnie go ukarzą - mówi z wiarą pan Henryk.