Powinien zabić mnie a nie nasze dzieci

2008-09-20 8:00

Kiedy stanęła przed zamkniętymi drzwiami swojego mieszkania w bloku przy ulicy Granicznej w Kutnie (woj. łódzkie) czuła, że stało się coś straszliwego. Pukała, ale odpowiadała jej przeraźliwa cisza. Poprosiła o pomoc brata. Wyważyli drzwi. - W korytarzu zobaczyłam wiszącego na klamce tego potwora. Dalej nie wchodziłam, bo wiedziałam, co się stało.

W jednej chwili świat runął mi na głowę - opowiada "Super Expressowi" Iwona Chałupka (36 l.), mama trzech chłopców zamordowanych przez własnego ojca, Bogdana ( 40 l.).

Spotykamy się w mieszkaniu jej brata. Do swojego, gdzie doszło do tej wstrząsającej tragedii, wciąż boi się wracać. - Za dużo zła tam się działo - mówi cichym, łamiącym się głosem. Pani Iwona ubrana na czarno siedzi na kanapie. Oczy ma podkrążone. To z płaczu. Jej serce krwawi. W oczach widać pustkę. Przed chwilą pochowała ukochanych synów - Kubusia ( 4 l.), Pawełka ( 12 l.) i Kamila ( 15 l.).

Żałuję dnia, kiedy poznałam Bogdana

Ważąc słowa i ocierając łzy, opowiada nam historię swojego małżeństwa. Historię zakończoną niewyobrażalnym wprost dramatemÉ

Poznali się w 1992 roku. Siostra pani Iwony mieszkała wówczas w jednej z podkutnowskich wsi. Bogdan - w sąsiedniej. A że w okolicy wszyscy się znają, więc odwiedzali się nawzajem.

- Zaczęliśmy ze sobą chodzić - zaczyna swoją opowieść. - Trzy miesiące później staliśmy już na ślubnym kobiercu. Spyta pan pewnie, czy to była tak szalona miłość. Dziś wiem, że nie. Nie mam pojęcia, co mną wtedy kierowało. Głupota chyba. Miałam 20 lat i wydawało mi się, że to ten jeden jedyny.

Po ślubie przenieśli się do Kutna. Przez rok mieszkali z mamą pani Iwony. Bogdan wtedy był wspaniałym mężem. A może tylko takiego udawał. Kiedy w 1993 roku na świat przyszedł Kamil, mama pani Iwony się wyprowadziła. A Bogdan zmienił się nie do poznania.

- Zaczął pić - w jednej chwili oczy jej wilgotnieją. - Ale nie chodził gdzieś z kumplami, nie stał w bramie. Pił w samotności. W ukryciu. Schodził do piwnicy trzeźwy, a wracał pijany.

W 1996 roku urodził się Pawełek. - Myślałam, że dzięki dzieciom się zmieni - ociera łzy pani Iwona. - Ale do niego nic nie docierało. Dalej pił. Najgorsze, że przepijał niemal całą wypłatę. Do domu przynosił jakieś marne grosze. Trudno nam było związać koniec z końcem - dodaje.

Miał obsesję na moim punkcie

10 lat temu po raz pierwszy podniósł rękę na żonę. Przyjechała policja. Bogdan uciekł przez okno. Później próbował popełnić samobójstwo. Chciał się powiesić na krawacie, ale krawat nie utrzymał jego ciężaru.

- Zagroziłam mu, że od niego odejdę, jeżeli jeszcze raz mnie uderzy - tłumaczy drżącym głosem. - Już więcej mnie nie pobił. Zaczął za to urządzać potworne awantury. Stał się chorobliwie zazdrosny. Miał jakąś obsesję na moim punkcie. W ciągu dnia potrafił cztery razy przyjechać do mojej pracy, żeby kontrolować, z kim się spotykam. Nie odstępował mnie na krok. I wszędzie wokół widział moich wyimaginowanych kochanków. Każdego napotkanego mężczyznę posądzał o romans ze mną. Groził też, że mnie zabije, jeżeli od niego odejdę. Pięć lat temu przestał zaglądać do kieliszka. Zaczął chodzić na spotkania Anonimowych Alkoholików. Był na kilku mityngach. Zrezygnował, bo stwierdził, że takie spotkania nie są mu potrzebne - opowiada.

- Przestał pić, ale w domu wciąż brakowało pieniędzy - zaciska pięści pani Iwona. - Nie wiem, co z nimi robił. Wciąż przynosił do domu jakieś ochłapy. Zaczęliśmy żyć na kredyt, bo na nic nie było nas stać. Ostatnio, żeby posłać dzieci do szkoły, musiałam wziąć pożyczkę. Nie miałam, za co kupić im książek. Teraz zostałam z samymi długami. Przez tego drania jestem winna bankom jakieś 15 tysięcy. Nie wiem, z czego to spłacę. Pracuję w solarium, zarabiam 800 złotych. Nie mam pojęcia, co będzie dalej - załamuje ręce kobieta.

Już nie ma moich dzieci

Długo wahała się, czy w końcu nie rzucić go w diabły. - Tak na dobrą sprawę, nigdy go nie kochałam, ale dobro dzieci było dla mnie najważniejsze - nerwowo pociera skronie. - Nie chciałam, by miały rozbitą rodzinę. Poza tym, chłopcy ojca bardzo kochali. Znosiłam to wszystko cierpliwie ze względu na dzieci - dodaje.

Kryzys w ich związku cały czas się jednak pogłębiał. W końcu wspólnie podjęli decyzję, że kilka dni od siebie odpoczną, by wszystko przemyśleć. Pani Iwona pojechała do koleżanki.

Codziennie do siebie dzwonili. W czwartek Bogdan opowiadał jej przez telefon, że był na wywiadówce w szkole. W piątek wieczorem dzwonił i mówił, że najmłodszego Kubusia boli brzuszek.

- Zadzwoniłam wtedy do Pawełka. Spytałam, co się dzieje z Kubą. Odpowiedział, że trochę bolał go brzuszek i że położył się spać. To były ostatnie słowa mojego dziecka, które słyszałam - zalewa się łzami. - Jeżeli chciał się na mnie zemścić, mógł przecież mnie zabić. Czemu podniósł rękę na dzieci? Czemu...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają