"Super Express": - Jak pan ocenia wyrok w sprawie stanu wojennego?
Grzegorz Braun: - Ważne, że została uznana czyjakolwiek wina w tej sprawie. Nie ulega jednak wątpliwości, że pod nieobecność Wojciecha Jaruzelskiego trudno mówić o czynieniu zadość sprawiedliwości w kwestii stanu wojennego.
- Skład ławy oskarżonych był właściwy?
- Sadzanie na ławie oskarżonych Kani obok Jaruzelskiego i Kiszczaka to nieporozumienie graniczące z dezinformacją.
- W przeciwieństwie do prokuratorów nie zaliczyłby pan go do twórców stanu wojennego?
- Oczywiście, miejsce na ławie oskarżonych mu się należy, ale nie w tej akurat sprawie. Gdyby wreszcie doszło do "Norymbergi" dla komunistów, wówczas Kania jako jeden z I sekretarzy PZPR - organizacji zdradzieckiej i zbrodniczej - kwalifikowałby się na podsądnego. Ale z grona autorów stanu wojennego wykluczyli go ostatecznie sami komuniści.
- Jak to?
- Polecam lekturę "Archiwum Mitrochina" - książki zresztą ogólnie dostępnej, także w polskim tłumaczeniu, napisanej na podstawie tajnych dokumentów KGB - mowa tam o sytuacji, która poprzedzała "detronizację" Kani w październiku 1981 r.: "Los Kani przypieczętowała burzliwa konfrontacja z Jaruzelskim, Kiszczakiem, Milewskim oraz dwoma generałami Ludowego Wojska Polskiego. Jaruzelski zagroził mu, że jeśli nie zaaprobuje przygotowań do stanu wojennego, to będą one kontynuowane za jego plecami i zostaną podjęte zdecydowane działania osobiście przeciwko niemu". I nazajutrz Kania z polecenia Moskwy przestał być I sekretarzem.
- Dlaczego?
- Przy wszystkim, co najgorszego możemy powiedzieć o komunistycznych aparatczykach, którzy rządzili Polską z sowieckiego nadania, to akurat Kania w kwestii stanu wojennego nie był entuzjastą. I nie jest to żadna hipoteza, ale fakt historyczny. Gdyby było inaczej, nie stanąłby wobec szantażu i gróźb Jaruzelskiego i Kiszczaka. Nie przez przypadek Jaruzelski zastąpił Kanię na stanowisku I sekretarza PZPR. To on, a nie Kania, był dla Moskwy gwarantem sprawnego przystąpienia do ostatecznego rozwiązania kwestii Solidarności.
- Nie wydaje się panu, że gen. Kiszczak też nie powinien się na tej ławie oskarżonych znaleźć? Odpowiada chyba bardziej za zbrodnie stanu wojennego, a nie jego wprowadzenie.
- To na jedno wychodzi. Niemniej Kiszczaka, o czym również wiemy m.in. z "Archiwum Mitrochina", w dokumentach sowieckich nazywa się "odpowiedzialnym za wykonanie zadań operacji X", tzn. właśnie wprowadzenie stanu wojennego. Zatem Czesław Kiszczak na ławie oskarżonych w tym procesie jest jak najbardziej na właściwym miejscu.
- Zabrakło jednak na niej gen. Jaruzelskiego, którego sprawę, ze względu na stan zdrowia, wyłączono z procesu.
- To największy skandal. To raczej sprawę Stanisława Kani należało ewentualnie rozpatrywać osobno, licząc na to, że jego zeznania okażą się użyteczne w procesie przeciwko Jaruzelskiemu i Kiszczakowi.
- Prokuratorzy IPN uznali jednak inaczej...
- Przypuszczam, że gdyby tę sprawę powierzyć dowolnemu prokuratorowi amerykańskiemu czy śledczemu z FBI, to przede wszystkim staraliby się oni wykorzystać szansę, jaką stwarzało złożenie przez Kanię zeznań obciążających innych towarzyszy. Zamiast tego osiągnięto raczej konsolidację wszystkich oskarżonych, wręcz solidarność wobec tego wspólnego oskarżenia.
- Oskarżyciele w sprawie tego procesu pana zawiedli?
- Mądrzy i odważni prokuratorzy posadziliby na ławie oskarżonych Wojciecha Jaruzelskiego z tego samego paragrafu, z jakiego sądzono zbrodniarzy niemieckich w Norymberdze, czyli tzw. zbrodnie przeciwko pokojowi. Wprowadzenia stanu wojennego było bowiem niezwykle istotne z punktu widzenia ofensywnych planów Armii Czerwonej, w których tworzeniu uczestniczył gen. Jaruzelski. Solidarność musiała być stłamszona w imię spokoju na bezpośrednim zapleczu przyszłego frontu walki z Zachodem. Te plany w 1981 r. były wciąż aktualne. Zatem oprócz oczywistego sprawstwa kierowniczego w zbrodniach stanu wojennego Jaruzelski powinien odpowiadać także za sprowadzenie niebezpieczeństwa na cały naród - śmiertelnego niebezpieczeństwa zagłady atomowej, którą przewidywały akceptowane i wdrażane przez Jaruzelskiego plany napastnicze Układu Warszawskiego. Jaruzelski jest więc zbrodniarzem wojennym w dosłownym, w prawniczym sensie tych słów.
Grzegorz Braun
Autor filmu "Towarzysz generał idzie na wojnę"