"Super Express": - 12 lat temu, kiedy Wrocław zmagał się z powodzią tysiąclecia, był pan prezydentem tego miasta.
Bogdan Zdrojewski: - Staraniem wielu instytucji i osób udało nam się zakończyć liczne inwestycje w historycznym centrum miasta...
- Starówka wyglądała jak cukierek.
- Podziwiało ją wtedy wiele znakomitości - wymienię tylko Ojca Świętego Jana Pawła II czy holenderską królową Beatrycze. I tuż potem nadciągnęła wielka woda, która nie liczyła się z pracą ludzi. Wspomnienie tamtych dni jest dla mnie - jak dla wszystkich wrocławian - zbiorem bardzo silnych, dramatycznych emocji.
- Proszę się nimi podzielić z Czytelnikami "Super Expressu".
- Miałem świadomość, że powódź rozgrywa się w dwóch obszarach - psychologicznym i materialnym. Ten pierwszy jest zdecydowanie ważniejszy. Jeżeli chodzi o mechanizmy społeczne, jedna rzecz musi zostać zapamiętana - reakcja ludzi starszych i młodszych jest kompletnie inna.
- To znaczy?
- Wodę, która zabiera mienie, stare fotografie czy listy, ludzie starsi traktują jako zamach na ich pamięć. Słowo klęska nabiera tu znaczenia dosłownego, potrafi pozbawić nadziei. Natomiast dla ludzi młodych powódź jest przeciwnikiem, który rzucił rękawicę - podejmują walkę, wierząc, że uda im się powstać z kolan. Z takimi reakcjami stykałem się jeszcze wiele miesięcy po tej katastrofie.
- Wrocławianie zmagania z wielką wodą zakończyli z tarczą czy na tarczy?
- Społeczność Wrocławia wyszła z tych zmagań zjednoczona w działaniu. Dzięki temu ocaliła to, co dla tkanki miejskiej jest odpowiednikiem starych fotografii czy listów - zabytkowe centrum miasta.
- Czy da się porównać powódź z 1997 r. do obecnej?
- Znajduję dwie analogie i dwie duże rozbieżności. Osoba, która traci pod wodą swój dobytek, przeżywa taką samą rozpacz niezależnie od tego, czy historia daną katastrofę nazwie powodzią tysiąclecia czy jedną z wielu powodzi. Druga analogia związana jest z naturą procesów przyrodniczych - są identyczne.
- A rozbieżności?
- Przede wszystkim skala - w 1997 r. rzeki niosły 3700 metrów sześciennych wody na sekundę. Tegoroczna powódź jest mniejsza. Skala jest nieporównywalna. Obecnie woda nie zagraża także obiektom powszechnie kojarzonym przez Polaków - jak to było 12 lat temu odnośnie amfiteatru w Opolu czy wrocławskiego Starego Miasta.
- Obserwował pan nie tylko reakcje zwykłych mieszkańców miasta, ale też osób na świeczniku...
- VIP-y mogą tak samo pomagać, jak i przeszkadzać. Na samym początku powodzi w 1997 r. - w momentach krytycznych - nie było ich we Wrocławiu. Natomiast później - gdy przyszła faza szybkiego usuwania skutków żywiołu - liczba VIP-ów, którzy przybyli do miasta i absorbowali mnie i innych członków sztabu antykryzysowego, była tak duża, że zaczęła nam przeszkadzać. Dodatkowo ich reakcje, delikatnie mówiąc, często nie były najlepsze.
- No tak, wszyscy pamiętamy refleksję premiera Cimoszewicza, że osoby, które utraciły w powodzi dorobek swojego życia, same są winne swojemu losowi...
- Nie może być też tak, że śmigłowce, które powinny udzielać pomocy poszkodowanym, zamiast tego transportują wysokich urzędników. Dziś na szczęście z taką sytuacją nie mamy do czynienia.
Bogdan Zdrojewski
Minister kultury i dziedzictwa narodowego, podczas powodzi tysiąclecia w 1997 r. prezydent Wrocławia
Zobacz poradnik "Jak postępować po powodzi?": do kogo zwrócić się o pomoc, jak oszacować straty, jakie zaciągnąć kredyty. Wszystkie informacje znajdziesz TU >>