Czytałem w "SE" wywiad z szefem Komisji Nadzoru Finansowego Stanisławem Kluzą, w którym stwierdził, że kryzys ekonomiczny może spowodować dojście do władzy populistów, tak jak w Niemczech w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Uważam, że teoretycznie istnieje taka możliwość. Trzeba pamiętać, że gdy mamy do czynienia z taką sytuacją, jaka miała miejsce w Argentynie czy w Albanii, tzn. gdy ludzie tracą oszczędności całego życia, możemy spodziewać się wszystkiego, włącznie ze zdobyciem władzy przez tych najbardziej ponurych typów.
Wydaje mi się, że jest to jednak bardzo odległa perspektywa dla Polski, gdyż po prostu daleko nam do scenariusza argentyńskiego. Polsce rzeczywiście zagrażają wynikające z kryzysu skutki, takie jak wzrost bezrobocia czy spadek popytu. Nie mamy jeszcze jednak do czynienia z tym rodzajem kryzysu, który sprawia, że ogromne rzesze ludzi nie mają już nic do stracenia i gotowe są na wszystko.
Poza tym populizm jest pojęciem szalenie szerokim. Jeżeli miałby oznaczać powtórkę z Hitlera, o której wspominał Stanisław Kluza, to myślę, że w Polsce nie ma takiej możliwości. Natomiast gdyby ów populizm miał oznaczać powtórkę z Leppera, wydaje mi się, że nie jest to wykluczone, zwłaszcza że dyskurs publiczny w Polsce całkowicie się skompromitował.
Rafał Ziemkiewicz
Publicysta "Rzeczpospolitej"
Nie grożą nam populiści
Stanisław Kluza w rozmowie z "SE" straszy dojściem do władzy populistów. Nie zgadza się z nim Ewa Milewicz. Czas pokaże, kto z nich ma rację. Osobiście zgadzam się z prof. Januszem Czapińskim, który twierdzi, że dziś nie ma klimatu do protestów, mogących powodować sytuację, o której mówi Kluza. Istnieje coś takiego, jak czas rewolucyjny, którego doskonałym przykładem był rok 1980, gdy Polacy zbuntowali się przeciwko władzy i założyli Solidarność. Nie sądzę, żeby było to możliwe teraz.
Nie sądzę również, by groziło nam dojście do władzy kolejnych Lepperów. Nie stało się tak, że grupa społeczna, która głosowała na Andrzeja Leppera, w ogóle zrezygnowała z uczestniczenia w wyborach i przestała zajmować się polityką. Ci ludzie znaleźli się w obrębie cywilizowanej polityki, czyli zostali "skonsumowani" przez PiS, którego są wyborcami. Tak więc w społeczeństwie nie ma w tej chwili takich pokładów emocji, które mogłyby stać się zarzewiem buntu.
Nie oznacza to jednak, że nasze siły polityczne nie będą sięgały po hasła populistyczne. Każda opozycja od czasu do czasu to robi. Jednak Polacy przeszli daleką drogę i wszystkie badania pokazują, że są coraz bardziej zadowoleni z warunków życia. Oczywiście zawsze, w każdym społeczeństwie, istnieją grupy społeczne zarabiające gorzej i tracące na wszelkich zawirowaniach, np. emeryci, ale nie są to siły, które byłyby w stanie wywrócić wszystko do góry nogami.
Grzegorz Miecugow
Dziennikarz TVN24