Dochodziła godzina 2 w nocy, gdy dyżurny straży pożarnej w Pabianicach odebrał dramatyczny telefon z prośbą o pomoc. Paliło się poddasze budynku niemal w samym centrum miasta. Na nogi natychmiast poderwano 20 strażaków.
Gdy przyjechali na miejsce, ogień trawił już część strychu i dach, na którym stał Włodzimierz W., rozpaczliwie machając rękami. Mężczyzna uciekł z mieszkania przed ogniem, licząc na to, że tam będzie bezpieczny. Tymczasem płomienie zaczęły już obejmować jego ubranie.
Strażacy podzielili się zadaniami. Część walczyła z pożarem, inni zajęli się ewakuacją mieszkańców, kilku za pomocą specjalnego podnośnika ściągało z dachu Włodzimierza W. Po paru minutach poparzony mężczyzna był już na ziemi. Strażacy podali mu tlen, przykryli termiczną folią i czekali na przyjazd karetki.
Włodzimierz W. trafił do miejscowego szpitala, ale jeszcze tej samej nocy został przetransportowany śmigłowcem do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Lekarze określają jego stan jako ciężki.