Ogień pojawił się nagle i błyskawicznie zaczął pochłaniać drewnianą konstrukcję dachu, która właśnie była w remoncie. Przerażeni robotnicy wybiegli z budynku i wezwali straż pożarną.
Na miejsce od razu przybiegł proboszcz ks. Marcin Wójtowicz. Wraz z parafianami desperacko próbował ratować dobytek. - Na szczęście udało mi się wynieść w bezpieczne miejsce Najświętszy Sakrament - mówił zdenerwowany ksiądz.
Do akcji wkroczyli strażacy. Aż godzinę próbowali się dostać do kościoła! Specjalistyczny sprzęt nie mieścił się w wąskiej bramie wjazdowej. W tym czasie ogień szalał na poddaszu. Gdy strażakom udało się w końcu dostać na teren, okazało się, że w pobliżu nie ma hydrantu. - Ratujcie nasz kościół! Straszna tragedia nas spotkała - wołali załamani parafianie.
Ludzie klęczeli przed kościołem i modlili się o cud. W tym czasie strażacy walczyli z żywiołem. Większość konstrukcji doszczętnie spłonęła. - Wieża i drewniany strop dachu zapadły się. W kościele jest pełno wody i to są największe straty - opowiadał zdruzgotany proboszcz Wójtowicz.
Parafianie mogą być spokojni, bo ksiądz obiecał, że nabożeństwa będą nadal odprawiane, ale w dolnej części kościoła.
Policja i straż pożarna wyjaśniają przyczyny pożaru. Robotnicy, którzy przeprowadzali prace remontowe, zostali przesłuchani. Wszyscy byli trzeźwi.
Nie było ofiar
Strażak Albert Stempień, zespół prasowy warszawskiej straży pożarnej: - Akcja ratunkowa trwała od godz. 10 do 16. Dach kościoła został doszczętnie zniszczony, prace rozbiórkowe spalonej konstrukcji wciąż trwają. Na szczęście nie było ofiar.