Śledczy ustalili już przebieg poniedziałkowej tragedii. Mężczyzna do tej zbrodni był doskonale przygotowany. W torbie miał trzy butelki z benzyną. Wolnym krokiem wszedł na pierwsze piętro ośrodka, gdzie w swoim pokoju urzędowały obie kobiety. Tam rozlał łatwopalną ciecz na pracownice i podłogę. Rzucił w ich kierunku zapałkę.
Wybiegł z pokoju, zablokował z zewnątrz drzwi. Przerażone urzędniczki zaczęły krzyczeć:- Panie Leszku, co pan robi! Niech pan przestanie! Chwilę później w pokoju nastąpił wybuch. Uwięzione kobiety nie mogły uciec z płonącego pomieszczenia. Renata B. zginęła na miejscu, ciężko poparzona Małgorzata K. w stanie krytycznym trafiła do szpitala.
Wczoraj w skierniewickiej prokuraturze Leszek G. usłyszał zarzuty zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem, usiłowania zabójstwa i doprowadzenia do pożaru, który zagrażał wielu osobom.
W trakcie przesłuchania morderca stwierdził, że... nic z tego zdarzenia nie pamięta.
Wiadomo natomiast, że motywem jego okrutnego czynu była odmowa wydania przez GOPS zgody na umieszczenie go w domu pomocy społecznej. Mężczyzna odwoływał się od tej decyzji do sądu, ale nic nie wskórał.
- Żywi żal do GOPS i wójta. Chciał trafić do domu pomocy społecznej na zimę, bo jak twierdzi, sam nie jest w stanie sobie poradzić - mówi Krzysztof Kopania (49 l.) z Prokuratury Okręgowej w Łodzi. Leszkowi G. grozi dożywocie.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail